EMISJE CO2 [1]: Uprawnieniami do emisji można handlować [2]

Autor : bhpekspert Dodano: 04-04-2006 - 20:53
Ochrona Środowiska [3]
Gdyby kilkanaście lat temu zapytać, co kto sądzi o handlu emisjami odpowiedzią byłyby pewnie wielkie ze zdziwienia oczy. Dzisiaj jest to omalże dyżurny temat rozmów prowadzonych w branżach przemysłowych, na rządowych korytarzach, a nawet karta przetargowa w rozgrywkach politycznych. Tymczasem sprawa handlu emisjami nie „wybuchła” ostatnio, a rozpędu nabiera przynajmniej od słynnego Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r.


Jednym z owoców szczytu w Rio de Janeiro było przyjęcie Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (Konwencji Klimatycznej, UNFCCC) podpisanej przez ponad 150 krajów, w tym Polskę. Jej sygnatariusze zobowiązali się do stabilizacji i ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do 2012 r., przynajmniej na poziomie bazowego roku 1990 (w wypadku Polski za rok bazowy przyjęto 1988 r.). W 1997 r. ujrzał światło dzienne protokół do UNFCCC, słynny Protokół z Kioto, zobowiązujący już nie tylko do zwiększenia wysiłków na rzecz redukcji emisji, ale też dający sygnatariuszom do ręki ekonomiczne narzędzia służące kompensacji związanych z tym kosztów. Stworzono możliwość sprzedaży i kupna uprawnień do emisji. Z drugiej strony, jednoznacznie już postawiona została teza, że handel emisjami staje się jednym z najbardziej rynkowych instrumentów polityki ekologicznej.
Solennie przyrzekliśmy

     W Protokole z Kioto kraje wysoko rozwinięte zobowiązały się do ograniczenia w latach 2008-2012 emisji CO2 o ok. 5 proc. w stosunku do 1990 r. Unia Europejska, występująca jako sygnatariusz tego dokumentu, ambitnie jeszcze wyżej podniosła poprzeczkę dla siebie – określiła redukcję o 8 proc. w stosunku do bazowego 1990 r. (zapis dotyczy 15 krajów „starej” UE). 13 grudnia 2002 r. Polska ratyfikowała ten dokument, przyjmując zobowiązanie redukcji emisji gazów cieplarnianych w latach 2008-2012 o 6 proc. w porównaniu z poziomem z 1988 r.

Image    Protokół z Kioto znalazł pełny wyraz w prawodawstwie unijnym w postaci dyrektywy 2003/87/EC. Ta wprowadziła na grunt europejskiej wspólnoty nowy element filozofii redukcji emisji przyjęty w Kioto – uznała, że to nie tylko recepta na ochronę środowiska, ale również dodatkowy czynnik wyzwalający konkurencyjność na rynku. Wprawdzie nie na tej jednej dyrektywie zbudowano system i nie sposób przejść do porządku dziennego również nad dyrektywami 2001/80/EC (znana jako dyrektywa LCP od skrótu on the limitation of emissions of certain pollutants), 2001/81/EC (tzw. dyrektywa pułapowa) i wieloma innymi, ale nawet na bardzo pobieżną listę unijnych uregulowań zabrakłoby po prostu miejsca.

     Polska przyjęła owe rozwiązania wstępując do UE 1 maja 2004 r. Pół roku później znalazły one ucieleśnienie w ustawie z 22 grudnia 2004 r. „O handlu uprawnieniami o emisji do powietrza gazów cieplarnianych i innych substancji”.

     Podobnie jak w innych państwach UE, prace prowadzone w naszym kraju zmierzają do ukształtowania dwóch podsystemów. Jeden koncentruje się na handlu emisjami CO2 i jest w prostej linii realizacją zobowiązań przyjętych przez Polskę w Protokole z Kioto. Obecnie szczególnie zaprząta głowy menedżerów naszego przemysłu wstępny okres 2005-2007, zwłaszcza, że ten czas już przecież płynie, a wielu istotnych dla wdrożenia kwestii nie zdołano, jak to bywa w naszym kraju, w porę uregulować prawnie. I już zaczęto skrupulatnie podliczać straty z tego tytułu.

     Drugi podsystem dotyczy handlu emisjami SO2 i NOx i jest m.in. częścią składową polityki tworzenia konkurencyjnego rynku energii elektrycznej w kraju, odpowiadającego wymogom przyjętym w UE. To, w odróżnieniu od okresu wstępnego 2005-2007, ma być już etap prawdy dla przemysłu spalającego paliwa (a więc emitującego szkodliwe związki w spalinach), w tym, rzecz jasna, dla samej energetyki.

Ktoś już tego spróbował


     Europejski system handlu emisjami ETS (Emission Trading Scheme), jak powszechnie wiadomo, wszedł w życie 1 stycznia 2005 r. Ale kraje „starej” piętnastki miały już niejakie doświadczenia w tej mierze, a same teoretyczne podstawy handlu emisjami tkwią korzeniami jeszcze w latach 60. minionego wieku.

     W 1990 r. próbę handlu emisjami SO2 i NOx podjęła Holandia. Podobne rozwiązania przyjęto w Belgii. Od 2001 r. wprowadziła handel emisjami Dania, ale objął on tylko sektor wytwarzania energii elektrycznej. Wiosną 2002 r. rządowe aukcje uprawnieniami do emisji uruchomiono w Wielkiej Brytanii, gdzie stworzono pierwszy na świecie system - dojrzały, narodowy a przy tym ponadsektorowy. We wrześniu 2002 r. w dobrowolnym obrocie (w przeciwieństwie do obowiązkowego uczestnictwa wprowadzonego w Danii) znajdowało się tam około miliona uprawnień, którymi handlowały prawie dwie setki podmiotów.

     Skoro jesteśmy przy doświadczeniach europejskich, to przypomnijmy, że był wśród nich również akcent polski. Na początku lat 90. próbowano bez większego powodzenia wdrożyć handel emisjami na Górnym Śląsku, a dokładniej w Chorzowie. Inicjatywa szybko spaliła na panewce bowiem okazało się, że o ile byli chętni do nabycia prawa do emisji, to zupełnie zabrakło skłonnych do ich sprzedaży, a w takich warunkach, rzecz jasna, trudno handlować czymkolwiek.

     Jednak Stary Kontynent pozostawiły w pobitym polu Stany Zjednoczone, gdzie już w latach 70. ubiegłego wieku z powodzeniem zastosowano obrót uprawnieniami do emisji SO2 w ramach głośnego programu przeciwdziałania tzw. kwaśnym deszczom. Tu podstawą legislacyjną stała się ustawa o czystym powietrzu (Clean Air Act). Wraz w wprowadzonymi do niej w 1990 r. poprawkami precyzującymi zasady handlu emisjami SO2 stworzyła ona fundament dla administrowania tą sferą przez federalną agencję ochrony środowiska EPA (US Environmental Protection Agency). Uczestnikami systemu w USA stały się elektrownie, a za rok bazowy przyjęto poziom emisji w 1980 r.

     Polska ma znaczne opóźnienia we wdrażaniu handlu emisjami. Uchwalony został wprawdzie kluczowy akt prawny – wspomniana ustawa z 22 grudnia 2004 r. o handlu uprawnieniami do emisji do powietrza gazów cieplarnianych i innych substancji – ale system nie powstał, choćby z powodu braku licznych przepisów wykonawczych. Nie został też na czas zatwierdzony ostateczny plan rozdziału uprawnień pomiędzy poszczególne podmioty. Jednak bomba wybuchła, kiedy Komisja Europejska 8 marca ub.r. zakwestionowała przedłożony jej projekt Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień (KPRU) twierdząc, iż strona polska zawyżyła wyrażoną w tonach pulę uprawnień CO2.



Nieszczęsne 16,5 procent


     Przyjęty w sierpniu 2004 r. KPRU zakładał, że całkowita liczba uprawnień w okresie rozliczeniowym 2005-2007 opiewać będzie na ok. 286 mln t. CO2 rocznie (w sumie ponad 860 mln t. przez trzy lata). Ministerstwo Środowiska stojąc na stanowisku, że skoro rzeczywista emisja z instalacji objętych handlem w ostatnich latach wynosiła przeciętnie 210-220 mln t. rocznie, to „zaklepanie” wyższego pułapu otworzy polskim przedsiębiorstwom drogę do korzystnej sprzedaży nadwyżek w systemie europejskim. Zważywszy, że krajowy system wciąż jeszcze znajdował się w proszku, zamysł był tyleż szlachetny, co trudny do zrealizowania. Komisja Europejska nie dała się jednak przekonać do takiego rozwiązania i 8 marca zażądała znacznej redukcji liczby uprawnień – ze wspomnianych 286 mln t. do 239 mln t. CO2 rocznie, tj. o ok. 16,5 proc.

     Przeciwko cięciom Komisji Europejskiej podniosła się w kraju wielka wrzawa. Nie godząc się na uszczuplenie wcześniej przyznanych kwot głośno protestowało Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych dowodząc, że elektrociepłownie otrzymają mniej o ok. 4 proc. od tego, co wynikałoby z ich potrzeb produkcyjnych. Protestowało Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie. Nie kryła niezadowolenia Izba Gospodarcza Energetyki i Ochrony Środowiska. Mało tego, wewnątrz sektora pojawiły się wzajemne podejrzenia, że - wobec niedostatku uprawnień – potrzeby jednej branży zaspokajane mogą być kosztem innej (np. elektrownie odbiorą część uprawnień elektrociepłowniom). Czy całe to zamieszanie istotnie jest uzasadnione? To pytanie stawiamy również w rozmowie z przedstawicielem Vattenfall (materiał pt. "Gra idzie o handel"). [4]

     Na zorganizowanej przez IGEiOŚ w Warszawie 6 września ub.r., a więc jeszcze przed ostatnimi wyborami, na konferencji „Przyszłość polskiego sektora elektroenergetycznego w programach partii politycznych” (patrz: nasza relacja „Czeka nas ogrom pracy” w nr. 10/2005.) mówiono, że już w czerwcu 2002 r. znane były wstępne założenia KPRU, którego pierwsza koncepcja była gotowa pod koniec 2003 r., a rozpoczęcie handlu emisjami SO2, NOx planowano na 2004 r., jeszcze w ramach wewnętrznego krajowego rynku uprawnień do emisji. Systemu i handlu emisjami jak nie było tak nie ma, są za to całkiem wymierne tego skutki finansowe. Tylko na braku handlu emisjami CO2, już po obcięciu limitów o 16,5 proc. przez KE, Polska traci w pierwszych trzech latach 4 mld euro - to więcej niż potrzeba na podstawowe inwestycje w sektorze, wynikające z przygotowań do 2008 r. Jeżeli nie wdrożymy handlu uprawnieniami do emisji SO2, NOx i pyłów, a KPRE jest tego warunkiem, to będziemy tracić ok. 2 mld euro rocznie – roztaczał czarną wizję reprezentujący na warszawskiej konferencji PSL Janusz Mikuła, powołując się na dokument opracowany przez Towarzystwo Gospodarcze Elektrownie Polskie.

     Nieszczęsne „obcięte” przez Komisję Europejską 16,5 proc. szybko zaczęło żyć własnym życiem. Wywołane tym zamieszanie w przedsiębiorstwach i branżach spowodowało, że przedłużyło się uzgadnianie ostatecznej wersji planu alokacji uprawnień – tłumaczy teraz strona rządowa ślimaczący się proces legislacyjny. To właśnie dlatego tak ważne rozporządzenie Rady Ministrów „W sprawie przyjęcia Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień do emisji dwutlenku węgla na lata 2005-2007 oraz wykazu instalacji czasowo wykluczonych ze wspólnotowego systemu handlu uprawnieniami do emisji w okresie od dnia 1 stycznia 2005 r. do dnia 31 grudnia 2007 r.” mogło być uchwalone dopiero 27 grudnia ub.r. – przekonują decydenci. A przecież i to rozporządzenie nie załatwia sprawy do końca. Podobnie jak nie finalizuje jej wydane wreszcie 12 stycznia br. rozporządzenie Ministra Środowiska „O sposobie monitorowania wielkości emisji substancji objętych wspólnotowym systemem handlu uprawnieniami do emisji”.

     Tak popularne w lutym rozliczanie się poszczególnych resortów ze swoich pierwszych stu dni działalności, w wypadku Ministerstwa Środowiska zawiera listę rozporządzeń, bez których system handlu emisjami nijak nie ruszy. To akty wykonawcze dotyczące takich kwestii, jak: zasady, formy, zakresy i terminy składania sprawozdawczości, wzory formularzy, wymagania stawiane audytorom uprawnionym do weryfikacji rocznych raportów itp. Przypomnijmy. Mamy pierwszy kwartał 2006 r., a bierzemy udział w przedsięwzięciu uruchomionym w UE ponad rok temu i ten etap zamyka się już pod koniec roku przyszłego. Czy zdołamy wreszcie wystartować zanim inni osiągną metę?


Artykół był zamieszczony pod bezpośrednim adresem: [5]


Więcej o systemie handlu emisjami CO2: [6]


System handlu emisjami CO2: [7]

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [8]
Links
  [1] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=16
  [2] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=996
  [3] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=77
  [4] http://www.fzpep.com.pl/pracodawca/03_06/gra.htm
  [5] http://www.emisje-co2.pl/
  [6] http://www.mos.gov.pl/she/index.shtml/
  [7] http://www.mos.gov.pl/she/informacje_stanowiska_interpretacje/index.shtml
  [8] http://bhpekspert.pl/user.php