Promienowanie elektromagnetyczne. Zdrowe, młode chłopy umierają na raka ! [1]

Autor : prawo Dodano: 21-12-2003 - 12:28
Wypadki-przykłady [2]
W Ustroniu Morskim umierają na raka wojskowi, którzy pracowali przy radarach. W Głobinie te stacje radarowe stoją naprzeciwko wsi

Ustronie Morskie, letniskowa miejscowość. W ciągu dwóch lat zmarło tu na raka pięciu byłych wojskowych, którzy pracowali przy radarach, w dywizjonie rakietowym. Wojsko żąda od wdów oświadczeń, jakoby śmierć ich mężów nie miała związku ze służbą. Koledzy zmarłych, były dowódca i lekarz z tej jednostki, zdecydowali się przerwać zmowę milczenia. Sami boją się o życie - też byli narażeni na promieniowanie elektromagnetyczne. Zresztą wielu z wojskowych, którzy pracowali, lub pracują przy radarze, dostrzega u siebie niepokojące objawy. Niektórzy już chorują.
W imię męża

Mąż Elżbiety Soszyńskiej, Wojciech, odszedł w maju tego roku. Przyczyną śmierci był nowotwór mózgu. To były przerzuty z płuc. W jednostce, w Ustroniu, pracował od 1978 roku.

- Kiedy przeglądam jego książeczkę wojskową, widzę, że już w 1980 roku zaczął skarżyć się na bóle głowy, na kłopoty z oczami, a przecież był w wojsku badany. Wyniki były dobre. W szpitalu mąż powiedział, że zaskarży wojsko, że badania były pobieżne, że radary miały wpływ na zdrowie.

Nie zdążył. Elżbieta nie chce sensacji, ale robi to dla męża. Kilka dni po jego śmierci otrzymała z Wojskowej Komisji Lekarskiej w Kołobrzegu orzeczenie, że „śmierć Wojciecha Soszyńskiego nie pozostaje w związku ze służbą wojskową”. I dopisek, że przysługuje jej prawo odwołania od decyzji w ciągu 14 dni.

- Byłam tuż po pogrzebie, nie miałam na nic siły, a co dopiero odwoływać się od jakiejś bezsensownej decyzji - mówi Elżbieta.

Mąż Ewy Ginelli był w maju na pogrzebie Soszyńskiego. Na początku października pochowano go niedaleko kolegi z jednostki. Zmarł na nowotwór szpiku kostnego.

- Mąż pracował przy radarach przez dziesięć lat - mówi Ewa. - Kiedy w trakcie choroby stawił się przed komisją, też dostał pismo, że choroba jest bez związku ze służbą. Podkreślono to grubą kreską.

Na cmentarzu w Ustroniu leży jeszcze dwóch kolegów z jednostki - zmarli na raka. Wdowy opowiadają o innych, którzy pracowali przy radarach, wyprowadzili się z Ustronia i też zabił ich nowotwór. Kobiety chcą ujawnienia prawdy i zadośćuczynienia moralnego. Bo wojsko nie złożyło im nawet kondolencji.

- Dzwonią do mnie kobiety z całej Polski, których mężowie zmarli na nowotwory, dzwonią mężczyźni po operacjach. Wszyscy pracowali przy radarach. Niech ktoś o tym wreszcie usłyszy. Jesteśmy to winne mężom. Chociaż tyle. Bo wojsko to instytucja, z którą żadna z nas nie ma siły walczyć - mówi Elżbieta Soszyńska.

Świeciła w dłoni

Podpułkownik rezerwy Lechosław Grzywnowicz, były dowódca zmarłych wojskowych, nie ma wątpliwości, że powodem zgonów było promieniowanie. - To nienormalne, kiedy 40-letnie zdrowe chłopy nagle zaczynają umierać na raka - mówi.

- Czy się boję? Każdy się boi. Na szkoleniach było po 5-6 jednostek w jednym miejscu. Każda miała po trzy stacje radarowe. Jak wszystkie zaczęły promieniować przez 12 godzin dziennie to wystawialiśmy rękę z jarzeniówką, a ta świeciła w dłoni.

Chorąży sztabowy Radosław Jaroszewski (emeryt niezdolny do służby - jak orzekła komisja) też się boi. Miał już podejrzenie raka mózgu.

- Wszyscy zmarli to koledzy, z którymi siedziałem na dyżurach - wspomina. - Praca przy radarze przypomina siedzenie na talerzu mikrofalówki. Promieni nie widać, nie słychać, a po latach umiera się na raka. Badania, które nam robiono, to fikcja. Wszyscy byliśmy zdrowi. Tak jak Czesiu Gawliński, nasz były dowódca. Odszedł ze służby, wyjechał do Stargardu i zmarł na tętniaka mózgu.

Kapitan Andrzej Bańczewski, wykładowca w szkole wojskowej, przypomina o kombinezonach mikrofalowych, w których nie dało się pracować i o tym, że były tylko dwa na całą jednostkę.

- W wojsku wykonuje się rozkazy - mówi Bańczewski. - Nikt nikogo nie pyta, co szkodzi, a co nie. W najgorszej sytuacji mogą być szeregowcy. Żołnierze, którzy byli wystawiani w najgorsze miejsce naprzeciw stacji, która promieniowała. To był punkt obserwacji wzrokowej.

Zgadza się z tym podpułkownik Grzywnowicz. - To nie jest tylko problem Ustronia. Rotacja kadry i żołnierzy służby zasadniczej była duża. Ktoś musiałby przeprowadzić badania na dziesiątkach tysięcy ludzi i wyciągnąć wnioski, ale w Polsce nikt się tym nie zajmuje.

Podpułkownik Andrzej Zych pracował w podobnej jednostce w Unieściu. Dziś cierpi na czerniaka. Ma przerzuty do węzłów chłonnych, płuc i mózgu. Nie godzi się na zdjęcie, ale udziela informacji.

Nikt w wojsku nie ostrzega o szkodliwości promieniowania, bo ludzie by uciekli - mówi i dodaje, że każdy z pracowników powinien nosić miernik, podobny do tych w poradniach rentgenowskich. Wtedy byłoby wiadomo, ile promieniowania przyjęli i jaką profilaktykę zastosować.

- Poligony to była zbrodnia na żywych organizmach - kontynuuje Andrzej. - Zgromadzić tyle dywizjonów, tyle radarów! Ale tak było oszczędniej. A poligony w ZSRR... szkoda gadać.

Andrzej wspomina też o specjalnej jednostce, która przyjeżdżała robić pomiary natężenia pola.

- Ludzie z tej jednostki nigdy nie zjawiali się na takich zgrupowaniach jak poligony. Nigdy nie informowano nas o wynikach pomiarów, żeby nie było paniki.

Jaroszewski i Bańczewski pamiętają te pomiary. - Zawsze nas uprzedzano, żeby puszczać w kierunku ich aparatury szeroką wiązkę, wtedy nie ma dużego natężenia. Kiedyś ktoś się pomylił i puścił wąską - taką na jaką byliśmy narażeni na co dzień - i sprzęt pomiarowy im się rozleciał. Stwierdzili, że coś jest nie tak z ich sprzętem...

Głobino, wieś pod Słupskiem, około kilometra od wojskowej stacji. Mieszkańcy wsi walkę z radarami rozpoczęli 20 lat temu. W latach 80. prosili, by wojsko postawiło siatkę ochronną, ale ówczesny sekretarz partii nie palił się do konfliktu z armią.

- U nas wciąż chorują - mówi sołtys, Zbigniew Gabriel. - Majewski umarł na ziarnicę złośliwą, mąż Skwierawskiej na raka, u jej syna podejrzewali białaczkę, syn Moskwy miał torbiel kości, Kuźna też zmarł na raka.

Na początku lat 90. na prośbę mieszkańców Przemysłowy Instytut Telekomunikacji przeprowadził badania, które wykazały, że w Głobinie występowało przekroczenie norm. Bezpieczna dla zdrowia gęstość fal wynosi 0,25 W/m2, a w Głobinie przekraczała 3,9 W/m2. W przypadku promieniowania elektromagnetycznego są określone strefy ochronne. W pierwszej mogą przebywać pracownicy obsługujący radary. W drugiej zabronione jest stawianie budynków mieszkalnych. A wieś leży i w pierwszej, i w drugiej strefie. Dlatego w 1996 roku mieszkańcy skierowali sprawę do sądu.

- Sąd oddalił powództwo - mówi Edwarda Skwierawska z Głobina. - Jeszcze musieliśmy zapłacić po 200 złotych kosztów każdy. Wojsko nas wyśmiało, a radary zostały. Podobno są teraz inaczej ustawione i nie szkodzą.

Skwierawska ma prawo być rozżalona. Jej mąż zmarł na raka, u syna podejrzewano białaczkę, ona cierpi na mięśniaki macicy. Dziecko sąsiadki ma guza móżdżku.

Promienie śmierci

Doktor Leszek Walkowiak, który ponad 20 lat był lekarzem dywizjonu rakietowego w Ustroniu Morskim, uważa, że w stosunkowo niewielkiej populacji jak Ustronie taka liczba zgonów na nowotwory jest niepokojącym zjawiskiem.

- Czy wojsko jest odpowiedzialne moralnie za śmierć tych ludzi? Na pewno tak. Ci wojskowi przez pół roku byli narażeni na promieniowanie. Żeby jednak pociągnąć wojsko do odpowiedzialności, trzeba przebadać dziesiątki tysięcy ludzi, bo podobnych jednostek było w Polsce 200.

Szef służby zdrowia Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej pułkownik Bogdan Chrapak zapewnił Kulisy, że pomiary w okolicach pracy urządzeń emitujących mikrofale są prowadzone we wszystkich jednostkach. Przyznał jednak, że w latach 1970-1985 stwierdzono dwukrotnie większą zachorowalność na nowotwory wśród wojskowych pracujących przy mikrofalach, niż się spodziewano.

- Po roku 1990 nie kontynuowano analizy zachorowalności na nowotwory wśród kadry zawodowej Wojska Polskiego - oświadczył i dodał, że od tego czasu nie prowadzi się książek zdrowia pracowników zatrudnionych w zasięgu mikrofal. Wykonuje się tylko badania okresowe.

W Niemczech powstał Związek Pomocy Poszkodowanym przez Radar. Tworzą go ludzie, którzy w latach 60. i 70. pracowali przy stacjach radarowych. 700 osób złożyło już pozew zbiorowy o odszkodowania. Walczą o powiązanie schorzeń, na które cierpią, z pełnioną służbą wojskową. Adwokaci występują o milionowe odszkodowania. Pełny Tekst
Tutaj -Źródła promieniowania elkektromagnetyczego



Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Re: Promienowanie elektromagnetyczne. Zdrowe, młode chłopy umierają na raka !
Autor: Prawo
| Data: 21.12.03, 12:30
[ Informacje o użytkowniku [3] ] [ Wyślij wiadomość [4] ]
Promieniowanie elektromagnetyczne
Autor: Piotr Sulikowski
Urządzenia, którymi posługujemy się w pracy i w domu, bywają tak skomplikowane, że wielu z nas nie potrafi i nawet nie stara się zrozumieć, jak działają. To samo dotyczy sił przyrody, które udało nam się ujarzmić i zaprzęgnąć do pracy. Braki wiedzy i niezrozumienie pewnych zjawisk rodzą strach przed ich powszechnym wykorzystaniem. Tak było na przykład z prądem elektrycznym ­ kiedy pojawiły się lampy elektryczne, zabraniano zbliżania się do nich, a włączanie i wyłączanie, w obawie o własne zdrowie, zlecano służbie. Dzisiaj nie można wyobrazić sobie normalnego życia bez elektryczności, ale historia lubi się powtarzać i ostatnio prąd elektryczny znów stał się przyczyną lęków. Tym razem jako czynnik związany z wytwarzaniem pola elektromagnetycznego. Energia pól elektromagnetycznych od samego początku przyciągała uwagę biologów, fizjologów i lekarzy. W początkach naszego wieku rozwinęły się metody lecznicze, które wykorzystywały zmienne pola o rozmaitych częstotliwościach, choć ówczesna wiedza na temat ich biologicznego oddziaływania była praktycznie żadna. Do lat czterdziestych panował pogląd, poparty licznymi badaniami fizjologicznymi i obserwacjami lekarskimi, iż pola elektromagnetyczne nie mają żadnego działania biologicznego z wyjątkiem zdolności do miejscowego przegrzewania tkanek.

II wojna światowa przyniosła gwałtowny rozwój technik radiowych. Do użytku wojskowego wprowadzono m.in. radary, i tak w naszym życiu pojawiły się mikrofale. Badania przeprowadzone w 1953 roku przez grupę amerykańskich ekspertów potwierdziły wcześniejsze spostrzeżenia, dotyczące innych zakresów fal, iż podstawowym i jedynym efektem biologicznego działania mikrofal są zjawiska termiczne. Jednocześnie ustalono granicę bezpieczeństwa określoną jako ekspozycja na energię o gęstości strumienia 100 W/m2, którą podtrzymano po zakończeniu największego w historii projektu badawczego z zakresu bioelektromagnetyki, przeprowadzonego w latach 1956­1960 dzięki finansowaniu przez armię USA.

Tymczasem odmienne doniesienia napływały z laboratoriów radzieckich. U zwierząt poddanych działaniu pól mikrofalowych o gęstości strumienia energii od 10 do 100 W/m2 pojawiały się różne odchylenia fizjologiczne, a także objawy określane jako "choroba mikrofalowa". Na tej podstawie w latach sześćdziesiątych wprowadzono w ZSRR surowe normy bezpieczeństwa, przyjęte także w krajach Europy Środkowej, w tym i w Polsce.

Następne dziesięciolecia to intensywne poszukiwanie rozstrzygnięcia, po której stronie leży prawda. W kręgu zainteresowania znalazły się już nie tylko mikrofale, ale i fale o bardzo niskich częstotliwościach. Pojawiły się doniesienia, że w niektórych warunkach mogą one wpływać na czynność żywych komórek.

W związku z narastaniem mody na zdrowe życie w prasie popularnej zaczęły ukazywać się informacje sugerujące, że pola elektromagnetyczne są szkodliwe i mogą wywoływać różne choroby. Nie zadbano jednocześnie o naukowe poparcie tych sugestii, które w wielu krajach wywołały znaczne zaniepokojenie społeczeństw. I tak np. w Szwecji w 1978 roku prasa doniosła o 4 przypadkach urodzenia przez kobiety pracujące stale przy komputerach dzieci z wadami wrodzonymi. Informacja, powielana przez wiele gazet, zaowocowała ujawnieniem kolejnych przypadków, które także szeroko nagłośniono.

W wyniku nacisków społecznych szwedzkie związki zawodowe zawarły z pracodawcami porozumienie zezwalające kobietom ciężarnym na odmowę pracy przy komputerach. To z kolei utwierdziło społeczeństwo w przekonaniu, że monitory są zagrożeniem dla zdrowia. Obawa przed działaniem pól elektromagnetycznych zaczęła gwałtownie narastać i coraz więcej osób zgłaszało się do lekarzy z objawami określanymi jako "alergia elektromagnetyczna" - poczuciem dyskomfortu psychicznego, osłabieniem, bólami i zawrotami głowy, bezsennością, zaburzeniami koncentracji i zapamiętywania, reakcjami nerwicowymi.

Podobne zjawisko zaobserwowano w Polsce. Informacje o protestach ludzi zamieszkałych przy stacjach nadawczych i nierzetelne prace popularne owocują utwierdzaniem się w społeczeństwie przekonania o wyjątkowej szkodliwości pól elektromagnetycznych. W ten sposób problem medyczny przekształcił się w społeczny.


Pola i fale elektromagnetyczne otaczają nas zewsząd. Wytwarzane są przez urządzenia domowe, np. lodówki, telewizory, suszarki do włosów, a także telefony komórkowe, kable energetyczne, samochody, tramwaje, pociągi, stacje nadawcze oraz nasz własny organizm... wymieniać można jeszcze długo. Fale nakładają się na siebie, interferują ze sobą, załamują na przeszkodach, wzmacniają się przy niektórych przedmiotach - tworząc skomplikowany rozkład energii w przestrzeni, który może ulec nagłym, nieprzewidywalnym zmianom. Tak powstaje środowisko, w którym rodzimy się, rozwijamy, uczymy, pracujemy, odpoczywamy. Czy jest ono niebezpieczne?

Przede wszystkim warto pamiętać, że pola elektromagnetyczne nie są obce naturze - przecież światło widzialne jest też falą elektromagnetyczną, a nasza stara Ziemia to jeden wielki generator takiego pola. Również my sami emitujemy fale o różnej częstotliwości.

Zmienne pola elektromagnetyczne docierają do nas z przestrzeni kosmicznej i pochodzą zarówno od Słońca, jak i z dalszych zakamarków Wszechświata. W takich warunkach powstało i ewoluowało życie na Ziemi - a my razem z nim. Nic dziwnego, że u ochotników przebywających przez dłuższy czas w izolacji od naturalnych pól elektromagnetycznych pojawia się wiele niekorzystnych objawów: zmęczenie, nerwice, bóle głowy, zaburzenia pracy układu wegetatywnego, co dobitnie świadczy o tym, jak silnie jesteśmy związani z tym elementem środowiska naturalnego.

Organizm człowieka jest bardzo skomplikowanym układem, którego sprawność zależy zarówno od czynników wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Bez odpowiednich zdolności adaptacyjnych, kompensacyjnych i regeneracyjnych nie udałoby nam się przeżyć wśród zagrożeń zewnętrznych, takich jak toksyczne substancje chemiczne, zmienne i niekorzystne warunki fizyczne, różnorakie oddziaływania mutagenne środowiska, sytuacje stresowe o różnej intensywności czy wreszcie biologiczne czynniki patogenne, np. wirusy i bakterie. Na szczęście, sprawność systemów obronnych i rezerwy fizjologiczne na ogół wystarczają, by zneutralizować większość niekorzystnych oddziaływań. Dopiero ewidentne przekroczenie wydolności mechanizmów ochronnych organizmu może doprowadzić do rozwoju choroby.

W tym świetle nie dziwią osobnicze różnice w reakcjach na czynniki środowiska, w tym i na pola elektromagnetyczne. Zdarzają się osoby wyraźnie nadwrażliwe na działanie słabych pól elektromagnetycznych, co okazało się dopiero niedawno. Już na względnie słabe pola, nie powodujące u innych uchwytnych objawów, reagują one bólami głowy, podenerwowaniem, zaburzeniami snu, wahaniami ciśnienia tętniczego krwi, co obniża ich sprawność, a jeśli stan ów utrzymuje się długo i nakładają nań stresy zawodowe i środowiskowe, ich zdrowie systematycznie się pogarsza. Szacuje się, że około 1­2% społeczeństwa to ludzie nadwrażliwi, co jest związane najprawdopodobniej z nieprzeciętnie rozwiniętymi pewnymi obszarami mózgu lub ich wyjątkową czułością.

Fizjolodzy, biolodzy i lekarze od dawna starają się określić prawdopodobieństwo zaburzeń zdrowotnych w wyniku oddziaływania konkretnego czynnika szkodliwego oraz określić odpowiednie normy bezpieczeństwa. Niestety, do tej pory nie udało się ustalić jednolitych norm dla pól elektromagnetycznych. Wynika to stąd, że przez długie lata wszystkie normy i propozycje ochrony przed promieniowaniem elektromagnetycznym, opracowywane w krajach zachodnich, opierały się na założeniu, że jedynym szkodliwym efektem jego działania są zjawiska termiczne. Dlatego np. przyjęta w USA dla całego zakresu mikrofal norm bezpieczeństwa była tysiąckrotnie wyższa niż w ZSRR, tzn. dużo łagodniejsza. Obecnie w państwach europejskich normy te różnią się 10­50-krotnie. Nie budzi natomiast wątpliwości przyjęta od lat norma SAR (ilość energii pola pochłanianej przez jednostkę masy w jednostce czasu), równa 4 W/kg, jako graniczna dla wystąpienia znaczącego fizjologicznie efektu cieplnego.

Fale elektromagnetyczne o rozmaitych częstotliwościach stwarzają różne zagrożenie dla ludzi i środowiska. Od dawna wiadomo, że przyjęcie pewnych, czasami nawet niewielkich, dawek promieniowania jonizującego (powyżej 3x106 GHz) może być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia. Inaczej ma się sprawa z promieniowaniem niejonizującym (do około 300 GHz). Aktywność biologiczna tych fal zależy od wielu czynników związanych zarówno z właściwościami fizycznymi samej fali, jak i ośrodka, przez który przechodzi.

Fala elektromagnetyczna, przechodząc przez ciało, oddaje mu część swojej energii, może także ulec załamaniu, a jej część jest po prostu odbijana przez tkanki. Fale długie, o niskiej częstotliwości, wnikają głęboko do wnętrza organizmu, zanim ich energia zostanie pochłonięta, innymi słowy przechodzą przez ciało prawie bez strat, ale już mikrofale wytracają większość swojej energii na tkankach powierzchniowych. O właściwościach ciała decyduje głównie woda stanowiąca około 65% jego masy, która powoduje silne tłumienie rozchodzącej się fali. Tak więc tkanki o dużym uwodnieniu, takie jak mięśnie czy krew, przejmują energię znacznie silniej niż tkanki o małej zawartości wody.

Ciekawe zjawisko powstaje, gdy rozmiary obiektu są porównywalne z długością padającej fali. Fala wnika wówczas w głąb z wielu stron, a dzięki zjawisku dyfrakcji także od strony “półcienia", co prowadzi do znacznej koncentracji energii w małej objętości wewnątrz obiektu. Zjawisko takie, znane w literaturze fachowej jako "hot spot", związane jest z tzw. rezonansowym pochłanianiem energii. Wykazano, że częstotliwość rezonansowa dla człowieka o wzroście 1.8 m wynosi od 47 MHz do 77 MHz, zależnie od tego, czy jest on izolowany elektrycznie, czy nie. Gdy atakuje go fala o takich parametrach, wartość pochłanianej energii zwiększa się od 5 do 10 razy w stawach, szyi i nogach. Dla głowy zjawiska rezonansu występują przy częstotliwościach 350­400 MHz, co jest bardzo ważną informacją dla konstruktorów sprzętu elektrycznego, takiego jak telefony komórkowe czy golarki. Źle zaprojektowane, mogą być niebezpieczne dla głowy, a także oczu.

KOMÓRKA, ZWIERZĘ, CZŁOWIEK
Przechwycenie przez ludzkie ciało energii fali elektromagnetycznej zwykle pociąga za sobą pewne zmiany biologiczne, których rodzaj, nasilenie i długotrwałość zależą od natężenia, częstotliwości i czasu ekspozycji. Jednak interpretacja obserwowanych zjawisk nasuwa wiele trudności nawet doświadczonym badaczom, gdyż efekty działania pól elektromagnetycznych są na ogół słabe, przemijające, trudne do odtworzenia i powtórzenia.

Dobrym, choć oczywiście nie pozbawionym wad, modelem do badań nad wpływem pól elektromagnetycznych są żywe komórki izolowane z organizmu i hodowane in vitro. W wyniku pochłaniania energii pola elektromagnetycznego przez komórkę nie tylko może zmienić się rozłożenie ładunków elektrycznych czy stężenie jonów, ale nawet budowa złożonych cząsteczek, co oczywiście pociąga za sobą zaburzenia funkcji i działania całej komórki. I tak np. zaobserwowano zmianę uporządkowania cząsteczek DNA, a także intensywności niektórych reakcji biochemicznych, co prowadzi m.in. do powstania nadmiaru wolnych rodników. Wyniki te uzyskano jednak, stosując pola o natężeniach wielokrotnie przekraczających te, z którymi mamy do czynienia na co dzień. Ale nawet słabe pola o częstotliwości 50 Hz mogą zahamować rozwój komórek w hodowli, a w połączeniu z czynnikami kancerogennymi przyspieszać przemianę nowotworową in vitro. Wyniki tych badań wymagają jednak potwierdzenia.

Szczególnie wrażliwa na działanie pól elektromagnetycznych okazuje się błona komórkowa. Jej rolą jest m.in. stworzenie bariery między środowiskiem zewnętrznym i wewnętrznym, przez którą odbywa się transport w obie strony. W wyniku oddziaływania fal elektromagnetycznych o ściśle określonych częstotliwościach pojawiają się zaburzenia pracy pomp jonowych, aktywnego transportu, a nawet wypływ jonów przez błony komórkowe i nietypowe reakcje biochemiczne. Oznacza to, że komórka, która w istocie jest bardzo wydajną fabryką biochemiczną, przestaje sprawnie działać. Słabe pola elektromagnetyczne mogą zmieniać także przestrzenne rozłożenie receptorów komórkowych, a nawet ich kształty. Ten mechanizm wpływa prawdopodobnie na skuteczność układu odpornościowego, który uaktywnia się dopiero wtedy, gdy receptory na komórkach immunologicznie kompetentnych rozpoznają intruza.

Wiele ważnych dla życia procesów, na przykład przewodnictwo bodźców nerwowych czy praca mięśnia sercowego, zachodzi na drodze elektrycznej. Teoretycznie pola elektromagnetyczne mogłyby je zaburzać, w badaniach doświadczalnych wykazano jednak, że ich oddziaływanie jest bardzo małe, a efekty biologiczne z punktu widzenia medycznego znikome. Podobnie rzecz się ma z takimi elementami ciała, jak końcowe segmenty pręcików siatkówki oka czy włókna mięśniowe, które ze względu na swoje fizyczne właściwości teoretycznie pod wpływem pól mogłyby zmienić swe uporządkowanie i położenie. W rzeczywistości nie dzieje się tak dlatego, że na co dzień stykamy się z polami o wiele za słabymi, by wywołać opisany efekt.

Badania na zwierzętach są znacznie bardziej miarodajne od badań prowadzonych na hodowlach komórkowych, ale i one obciążone są pewnymi wadami. Różnice w fizjologii, a nawet wielkości poszczególnych zwierząt powodują, iż powyższych wyników nie da się w prosty sposób przełożyć na “warunki ludzkie" i winny być one traktowane jedynie jako wskazówka, czego można się spodziewać u osób narażonych na działanie fal elektromagnetycznych.

Najważniejsze pytanie brzmi tak: czy obserwowany w hodowlach komórkowych lub doświadczeniach na zwierzętach niekorzystny wpływ promieniowania elektromagnetycznego rzeczywiście zagraża zdrowiu człowieka? A szczególnie interesują nas w tym kontekście choroby nowotworowe oraz rozwój płodu ludzkiego. Odpowiedzi na te kwestie dostarczają przede wszystkim badania epidemiologiczne. Przez wiele lat nie prowadzono systematycznych badań nad działaniem kancerogennym pól elektromagnetycznych, chociaż analizy epidemiologiczne wskazują, że co najmniej połowa wszystkich przypadków nowotworów złośliwych jest związana z rakotwórczymi czynnikami cywilizacyjnymi. Sytuacja zmieniła się w latach osiemdziesiątych, kiedy przedstawiono pierwsze wyniki takich obserwacji, wskazujące na zwiększone ryzyko zachorowania na niektóre postacie chorób nowotworowych u osób mieszkających w pobliżu linii przesyłowych, transformatorów oraz zawodowo narażonych na działanie pól mikrofalowych.

W ostatnich latach liczba prac prezentujących ten problem lawinowo wzrosła. Pomimo obszernego materiału dokumentacyjnego nie istnieją jednak wiarygodne dowody na bezpośredni związek działania fal elektromagnetycznych i rozwoju nowotworu, a przedstawiane rezultaty wzbudzają szeroką krytykę w kręgach naukowych.

Niektórzy twierdzą, że korelacja może być złudna i zależeć od jakiegoś innego, niezidentyfikowanego czynnika. Ale trudno też wykluczyć, iż pola elektromagnetyczne wpływają na rozwój nowotworów bądź bezpośrednio, bądź pośrednio, na przykład ułatwiając kumulację jakiegoś czynnika kancerogennego lub osłabiając układ odpornościowy. Dziś z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić tyle, że jeśli ryzyko nowotworowe istnieje, dotyczy tylko niektórych rzadkich postaci chorób nowotworowych. Niemniej zdarzają się osoby o wyższym od przeciętnego stopniu ryzyka, np. osoby "nadwrażliwe" lub wystawione na działanie szczególnie niebezpiecznych kombinacji pól i czynników środowiskowych.

Równie duże zainteresowanie wzbudza wpływ promieniowania elektromagnetycznego na przebieg ciąży, bowiem świadomość niekorzystnego oddziaływania środowiska na organizm płodu jest dziś powszechna. Badania epidemiologiczne i obserwacje kliniczne zdają się wskazywać, że wpływ wszędobylskich pól na matkę i dziecko jest możliwy, ale interpretację obserwacji utrudnia duża liczba jednocześnie występujących szkodliwych czynników w pracy i w domu. Z badań przeprowadzonych w latach 1981­1988 w Instytucie Matki i Dziecka oraz Wojskowym Instytucie Higieny i Epidemiologii wynika, że niebezpieczne może być częste przebywanie w polach mikrofalowych o gęstości strumienia energii 10 ­ 40 mW/cm2. Jeśli dotyczy to drugiej połowy ciąży, łączyć się może z mniejszą masą donoszonego płodu, ale nie zmienia czasu wystąpienia porodu. Wskutek przegrzania opóźnia się rozwój łożyska, zaburzona też zostaje przepuszczalność bariery łożyskowej, co bezpośrednio wpływa na rozwój płodu. Przegrzanie w czasie całej ciąży zwiększa wrażliwość potomstwa na promieniowanie X oraz zakażenia wirusowe i bakteryjne.

Stwierdzono też, że przewlekła zawodowa ekspozycja kobiet na pola elektromagnetyczne (np. praca przy zgrzewarkach, ale nie przy komputerach!) łączy się z częstszym występowaniem niektórych chorób, zwiększonym prawdopodobieństwem porodów przedwczesnych i wcześniejszym wygaśnięciem czynności jajników.

I jeszcze jedna uwaga ­ badania statystyczne częstości występowania poronień samoistnych w jednym ze stanów USA skłoniły lekarzy do wysunięcia hipotezy o możliwym niekorzystnym wpływie koców elektrycznych oraz podgrzewanych materaców wodnych na przebieg wczesnej ciąży, chociaż idzie tu bardziej o miejscowe podniesienie temperatury niż oddziaływanie pól elektromagnetycznych.

Podsumowując: przy obecnym stanie wiedzy zdecydowana odpowiedź na pytanie, czy pola elektromagnetyczne są niebezpieczne dla zdrowia, nie jest możliwa. Bardzo dużo zależy od częstotliwości fali, jej mocy, czasu ekspozycji i odległości od źródła. Pomijając niektóre częstotliwości, naukowcy i lekarze skłaniają się ku opinii, że oddziaływanie biologiczne pól elektromagnetycznych jest niewielkie, ale świadomość istnienia nawet niewielkiego zagrożenia jest ważna i powinna być wykorzystana do racjonalnej ochrony przed ich działaniem. Praca z komputerem czy przygotowanie obiadu w kuchni mikrofalowej to nic groźnego, ale długotrwałe przebywanie pod linią wysokiego napięcia, w pobliżu wojskowych urządzeń radarowych, krótkofalowej stacji nadawczej i jednocześnie wielogodzinne rozmowy przez komórkę mogą jednak zaszkodzić.


Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [5]
Links
  [1] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=802
  [2] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=54
  [3] http://bhpekspert.pl/user.php?op=userinfo&module=User&uname=Prawo
  [4] http://bhpekspert.pl/index.php?module=Messages&func=compose&uname=Prawo
  [5] http://bhpekspert.pl/user.php