Pod napięciem [1]

Autor : Jan Dodano: 21-10-2002 - 00:30
Ciekawe Tematy [2]
WIESŁAW ZIOBRO

Pod napięciem

Na kilku posesjach druty wiszą w tak bliskiej odległości od zabudowań, że można wieszać na nich pranie





Do tej pory mało kto wie w Tarnowie, że linia wysokiego napięcia, 110 kV, biegnąca wzdłuż wałów na Białej, przez niemal ćwierć wieku była użytkowana bez pozwolenia. Zdaniem okolicznych mieszkańców, nadal jest ona przykładem samowoli budowlanej. Co ciekawe, nie chodzi o jakiś budowany na dziko budyneczek, ale o kosztowną, poważną inwestycję, o wielkie stalowe słupy i kilometrowej długości przewody, którymi płynie prąd pod wysokim napięciem...
-W 1975 r., gdy linię zaczęto budować, my w ogóle nie byliśmy stroną w sprawie. Nikt o nic nas wtedy nie pytał, robiono, co chciano. Jeśli człowiek odważył się o coś zapytać, otrzymywał odpowiedź, że wszystkie dokumenty są tajne, poufne itp. i że nie ma do nich wglądu - mówi Barbara Kowalczewska, mieszkanka ul. Krakowskiej. Tuż za ogrodzeniem jej posesji stoi jeden z ogromnych słupów. Dom, w którym mieszka jej rodzina, powstał w 1951 r.

Ludzi nawet specjalnie nie dziwiła tajemnicza aura roztaczana wokół nowej linii, gdyż wiedzieli, że zasila ona zlokalizowane w kierunku północnym Zakłady Mechaniczne "Ponar", jeden z największych zakładów przemysłowych miasta. Do lat 90. oficjalnie mówiło się, że "Ponar" to wytwórca obrabiarek numerycznie sterowanych, ale przede wszystkim przedsiębiorstwo żyło z produkcji zbrojeniowej. W Tarnowie wszyscy o tym wiedzieli, dlatego mieszkańcy budynków, o które zahaczała niemal linia 110 kV, zdawali sobie sprawę z tego, że rzecz jest nie do ruszenia...

Ale w 1992 r., gdy już na dobre zawitała demokracja, niepogodzeni z sytuacją mieszkańcy ulic Krakowskiej, Dąbala i Wiosennej postanowili protestować. Wielkie ożywienie w ruchu oporu przeciwko linii energetycznej wywołała wiadomość, że na tych samych słupach ma być zawieszona jeszcze jedna nitka przewodów, tym razem do Zakładów Azotowych w Mościcach.

- To było w listopadzie 1992 r. - wspomina pani Barbara. - Zaczęliśmy alarmować wszystkie urzędy, w końcu sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nim jednak zapadły jakiekolwiek decyzje, ekipy monterów już przystępowały do pracy. Zdecydowaliśmy się przeciwstawić temu dosłownie fizycznie. Weszliśmy na teren budowy i rozpoczęliśmy pikietę. Straszono nas policją, prokuratorem, sądem, tym, że zamkną nas na 24 godziny w areszcie, ale w oporze wytrwaliśmy. Nie ruszyliśmy się z miejsca. Skutecznie zablokowaliśmy dowóz sprzętu.

Nowa nitka została zawieszona tylko częściowo. W 1992 r. ówczesny zarząd Zakładów Azotowych tracił nerwy. Publicznie informował członków pikiety, że zakład zwróci się do nich o wysokie odszkodowanie. - Nawet gdzieś miałam fakturę, którą nam dostarczono, ale ta sprawa ostatecznie ucichła.

Za to głośne stały się okoliczności, w jakich - w epoce Gierka - powstawała linia wysokiego napięcia nad Białą.

Dwunastu mieszkańców pobliskich domów informowało urzędy, a potem także NSA, iż w chwili budowy linii inwestor (zakłady "Ponar") nie miał pozwolenia na budowę, a jedynie zatwierdzony plan realizacyjny. Wskazywano, iż rzeczywisty przebieg linii różni się od obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego miasta. Mieszkańcy zaczęli domagać się przesunięcia słupów z przewodami tak, aby realizowana przed laty bez pozwolenia inwestycja przestała im szkodzić, również w sensie zdrowotnym.

Dociekliwa grupa protestacyjna ustaliła poza tym, że inwestor w 1973 r. nie spełnił nawet warunku polegającego na uzyskaniu prawa do terenu. Część słupów - podkreślano wielokrotnie w pismach - posadowiona została na prywatnych działkach, a także - jak pisano jeszcze w listopadzie 1996 r. do Zarządu Miasta w Tarnowie - brakowało pozwolenia na użytkowanie linii.

- W 1992 r., gdy występowałam do Urzędu Miasta z wnioskiem o zagospodarowanie mojej działki, dowiedziałam się, że będzie to niemożliwe, gdyż działka znajduje się w strefie wysokich napięć. Strefa ochronna przebiega w obrębie 30 metrów - oznajmia Barbara Kowalczewska. - Nad niektórymi posesjami druty wiszą w tak bliskiej odległości od zabudowań, że można wieszać na nich pranie.

- Ja mam dom wzniesiony przed 1973 r., przed zbudowaniem tej nieszczęsnej linii. Czekaliśmy z mężem aż dorosną nasze dzieci i być może zechcą nadbudować piętro. Dzisiaj wiadomo, że nie otrzymają na to zezwolenia ze względu na obowiązującą strefę. To, co ja powinnam zrobić? Zbudować dzieciom gdzie indziej nowy dom, od fundamentów? - pyta Monika Pikul, mieszkanka ul. Wiosennej.

- Mnie nie interesuje sprawa wywłaszczenia, gdyby taka kwestia się pojawiła, bo miejsce, w którym stoi mój dom, podoba mi się. I nie zamierzam się z niego ruszyć. To linia, a nie mój dom, była budowana z naruszeniem prawa - powiada Bożena Wójcik z ul. Porannej.

W październiku 1995 r. Wydział Urbanistyki, Architektury i Nadzoru Budowlanego UM w Tarnowie złożył wniosek o korektę planu zagospodarowania przestrzennego, aby trasa przebiegu linii wraz ze strefą ochronną odpowiadała rzeczywistej trasie i granicom strefy. Chodziło zapewne o to, by starającym się o rozbudowę linii "Azotom" udało się wreszcie uzyskać pozytywną decyzję, uchylaną wcześniej kilkakrotnie przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Tarnowie lub NSA.

- Zmiana planu została przeprowadzona tylko w celu uzyskania możliwości prawnych dla zalegalizowania samowoli budowlanej - uważają mieszkańcy.

Zarząd Miasta przystał na propozycję zmian w planie. Nie sprzeciwiła się im również Rada Miasta. Odrzucono wszystkie zarzuty mieszkańców. W uzasadnieniu uchwały RM z 28 stycznia 1997 r. napisano, że po analizie materiałów uhonorowano trasę przebiegu linii elektromagnetycznej zgodną ze stanem istniejącym, dodając także, że ekspertyza przygotowana przez spółkę z o.o. "Elektryka" w Gliwicach w kwestii rozbudowy istniejącej linii i jej zagrożenia dla środowiska jest pozytywna.

Samorząd miejski, broniąc zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, informował wszelkie instytucje odwoławcze, że projekt zawiera wszystkie wymagane uzgodnienia i opinie, a chociaż linia została w latach 70. wybudowana bez pozwolenia na budowę, prezydent Tarnowa wydał decyzję zatwierdzającą projekt wykonawczy i udzielił pozwolenia na jej użytkowanie.

W grudniu 1997 r. Oddział Zamiejscowy NSA w Krakowie stwierdził nieważność wspomnianej uchwały RM. W następnych latach akta sprawy znowu wędrowały od urzędu do urzędu, od sądu do sądu, gdyż każda ze stron - nie usatysfakcjonowana decyzją bądź orzeczeniami - odwoływała się.

W urzędach, instytucjach i w NSA do dzisiaj toczy się postępowanie administracyjne w trzech kwestiach: legalności planu zatwierdzającego budowę linii napowietrznej, zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego i pozwolenia na użytkowanie linii.

Pozytywną decyzję prezydenta Tarnowa z lutego 1998 r. w ostatniej sprawie utrzymał w mocy wojewoda tarnowski. Argumentował, iż linia została wybudowana zgodnie z planem realizacyjnym na terenie niebudowlanym przeznaczonym w ówczesnym planie pod uprawy rolne. Osiedle "Nad Białą" - wedle słów wojewody - było wówczas w realizacji i brak jest podstaw do uznania, że linia wybudowana została z naruszeniem ustaleń planu zagospodarowania przestrzennego. Decyzję prezydenta Tarnowa wojewoda określił jako prawidłowe czynności zmierzające do doprowadzenia stanu istniejącego do zgodności z prawem. Wojewoda doszedł do wniosku, iż brakuje prawnych przesłanek do tego, by nie można było zalegalizować inwestycji, na którą wcześniej nie było pozwolenia.

- Wojewoda w ogóle nie odniósł się do wielu innych naszych zarzutów - mówi Barbara Kowalczewska. - Nie interesował go problem braku nabycia prawa do terenu przez właściciela linii, naruszenia prawa własności i swobody gospodarowania na skutek samowoli budowlanej, uciążliwości linii dla środowiska i życia mieszkańców.

Końcem maja ub.r. NSA uchylił decyzje wojewody i prezydenta Tarnowa wskazując, że brak przesłanek do zalegalizowania samowoli budowlanej w postaci linii energetycznej nie został dostatecznie udowodniony. Po drugie, z dostarczonej dokumentacji nie wynika, czy na tym terenie była dopuszczalna tego rodzaju inwestycja. NSA zauważył też, że organy wydające decyzję nie odniosły się do rozbieżności pomiędzy przebiegiem linii wynikającym z planu realizacyjnego a rzeczywistym jej usytuowaniem w terenie. Naczelny Sąd był także zdania, iż nie wykazano w stopniu dostatecznym, czy inwestycja nie ma ujemnego wpływu na zdrowie mieszkańców.

- W tej sytuacji wystąpiliśmy do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Tarnowie z wnioskiem o rozbiórkę linii - informują mieszkańcy.

Dziś nikt nie potrafi dokładnie wyliczyć, ile razy akta sprawy były już u wojewody (początkowo tarnowskiego, obecnie małopolskiego), w inspektoracie nadzoru budowlanego, tarnowskim magistracie, w Samorządowym Kolegium Odwoławczym, w NSA. Do sporu włączono także Główny inspektorat nadzoru budowlanego. Akta krążą z jednego miejsca w drugie - w Tarnowie, Krakowie i Warszawie - gdyż ostatnio instytucje i urzędy zajmujące się tą sprawą ogarnęła niemoc decyzyjna.

Sprawa po 10 latach wyrasta na monstrum, gdyż zaczyna chodzić w niej nie tylko o decyzje ściśle merytoryczne. Pism przybywa również z tego powodu, że któryś z organów administracji nie zajmuje stanowiska, umarza postępowanie, a zainteresowane strony pisząc odwołania, chcą szanowny organ przymusić do działania. Nic więc dziwnego, że tylko jedna ze spraw przyjęła także imponujący symbol i numer: OR/OA/ORZ/NJA/4412/16/00/01/02...

- Widać wyraźnie, że unika się podjęcia ostatecznych decyzji, gdyż mogłyby one nieść ze sobą poważne konsekwencje dla stron, które kiedyś nie przestrzegały prawa. Również finansowe - przypuszcza Barbara Kowalczewska. - Największe problemy mogłoby mieć miasto.

Piotr Rękas, któryś z kolejnych naczelników Wydziału Urbanistyki, Architektury i Nadzoru Budowlanego UM w Tarnowie zajmujących się sprawą linii, nie chce jej komentować. Józef Zygiel, główny inżynier utrzymania ruchu w Zakładach Mechanicznych, twierdzi, że zakłady nigdy nie uczestniczyły w sporze. - Dostarczaliśmy tylko żądaną dokumentację i otrzymywaliśmy na bieżąco informacje o przebiegu sporu. W latach 70. nie pracowałem tutaj, ale z tego, co mi wiadomo, zakład miał wszystkie potrzebne pozwolenia.

Zakład Energetyczny SA w Tarnowie, który przed laty przejął linię od "Ponaru", także jest przekonany, iż pod względem prawnym wszystko jest w porządku. - Nasz zakład został wciągnięty w spór na początku lat 90., gdy zaszła konieczność otrzymania pozwolenia na użytkowanie linii, niezbędnego do uzyskania dokumentacji prawnej inwestycji realizowanej przez "Azoty". Decyzja taka została wydana w 1998 r. przez prezydenta Tarnowa, ale nie zgodzili się z nią protestujący mieszkańcy i zaskarżyli legalność jej wydania. W świetle posiadanych opinii i dokumentów, linia została wybudowana zgodnie z obowiązującymi normami i nie stanowi zagrożenia dla środowiska - informuje Beata Boryczko, rzecznik prasowy ZET SA.

- Wkrótce będziemy obchodzić jubileusz dziesięciolecia naszej walki o sprawiedliwość - mówią panie Kowalczewska, Pikul i Wójcik. - Chcielibyśmy wszyscy, żeby fragment tej linii przeniesiono w inne miejsce, to jest możliwe. Od kiedy są tutaj te słupy z przewodami, wielu z nas lęka się, że w czasie wichury zerwą się przewody, spadną na ziemię i nas pozabijają. Pani Kowalczewska mówi, że być może dręczy ich coś, co się nazywa lękami elektromagnetycznymi.

Nie pomagają zapewnienia ZE, iż w razie tego typu awarii automatyka zabezpieczeń w ułamku sekundy wyłącza napięcie w uszkodzonej linii.

Bożena Wójcik jest zdania, że jeśli nie uda się przenieść stąd słupów, powinny być rekompensaty. - Wartość naszych działek, przeznaczonych pod budowę, w ewidentny sposób została zaniżona.

Tymczasem sprawa gmatwa się coraz bardziej. Co rusz zajmują się nią inni urzędnicy, nie mogąc się w tym wszystkim połapać. - Okazało się w przeszłości, że ochrona środowiska nic nie wie o istnieniu linii, tak jak milczą o niej księgi wieczyste nieruchomości. Nie ma tam mowy ani o jednym stojącym słupie! - dodaje pani Bożena.

Niekiedy w wielkim sporze pojawiają się jego odpryski, małe spory w prostych z pozoru kwestiach. Przykładowo - Urząd Miasta w Tarnowie twierdzi, iż w chwili budowy linii teren był nie zabudowany, a trzech właścicieli znajdujących się tam domów udowadnia, iż domy te stały już przed postawieniem słupów.

Możliwe, że przyjdzie rozstrzygnąć inny dylemat: czy napowietrzna linia energetyczna jest rodzajem... uprawy rolnej. Samorząd Tarnowa wielokrotnie podkreślał, iż inwestycję zrealizowano na terenach przeznaczonych pod uprawy rolne, więc mieszkańcy pytają urzędy, czy linia może mieć z nimi cokolwiek wspólnego.

Dwóch właścicieli domów ze spornej strefy nie doczekało rozstrzygnięcia problemu. Zmarli. Ale wszelkie urzędowe wyjaśnienia ciągle przez pocztę są do nich kierowane. Nadesłane dokumenty odbierają dzieci zmarłych rodziców.

Sprawą zaczyna się zajmować już drugie pokolenie. Ale do końca wydaje się równie daleko, jak na samym początku.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [3]
Links
  [1] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=239
  [2] http://bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=60
  [3] http://bhpekspert.pl/user.php