W powiecie tatrzańskim chęć emigracji zadeklarowało 18,4 proc. młodych ludzi, w suskim – 17,9, w brzeskim – 16,7, w dąbrowskim – 15,7. W samym Krakowie ów odsetek sięga 17 proc. To prawie dwukrotnie więcej niż 4 lata temu, gdy światowy kryzys dał o sobie znać w Polsce Wzbierającą falę emigracji widać wyraźnie w badaniach przeprowadzonych parę miesięcy temu w szkołach ponadgimnazjalnych w naszym regionie przez zespół Małopolskiego Obserwatorium Polityki Rozwoju. Prawie 13 proc. uczniów kończących ogólniaki i technika stwierdziło, że chce się na stałe przenieść do innego kraju. To średnia. W samym Krakowie ów odsetek sięga 17 proc. To dużo więcej niż cztery lata temu: – W badaniach przeprowadzonych wówczas przez CDS chęć wyjazdu deklarowało ok. 10 proc. – wyjaśnia Cezary Ulasiński z krakowskiego Centrum Doradztwa Strategicznego (CDS), które badało migracje w Małopolsce oraz na Dolnym i Górnym Śląsku. Chęć emigracji rośnie wraz z poziomem wykształcenia: podczas niedawnej sejmowej debaty „Wielka Emigracja 2.0 – dlaczego młodzi Polacy nie chcą żyć w Polsce?” posłów zaszokowały wyniki badań socjologów z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, z których wynika, że aż 70 proc. maturzystów rozważa opuszczenie kraju, przynajmniej na jakiś czas.
Trzeba tu rozróżnić dwa rodzaje wyjazdów – podkreśla ekspert CDS. – Część ludzi jedzie za granicę po to, by zarobić na konkretną rzecz: remont domu, zakup mieszkania, samochodu itp. W tej grupie wielu myśli jednak o powrocie. Ale sporo ludzi chce wyjechać, bo „tu nie da się żyć”. Dr Marcin Galent z UJ tłumaczy, że chodzi im o zestaw czynników cywilizacyjnych: nieuczciwość, nepotyzm, układy, pomiatanie ludźmi, zatrudnianie na czarno, cwaniactwo, do tego fatalne zachowania urzędników, źle działające instytucje… W Polsce to norma, z którą ludzie stykają się na co dzień. – Na Zachodzie obowiązują inne standardy. To także jeden z głównych powodów tego, że emigranci nie chcą wracać – mówi naukowiec. Londyn bliższy niż Lądek Dr Galent zwraca uwagę, że – wbrew obawom z początku przemian, iż będzie u nas dominować wyuczona w komunizmie bezradność – Polacy okazali się bardzo zaradni. Atutem jest nasza wielka mobilność, gotowość przeprowadzki tam, gdzie jest praca. – Ale łatwiej Polakowi wyjechać z rodzinnej miejscowości do Londynu niż do innego miasta w Polsce. Wprawdzie zbudowaliśmy sporo infrastruktury służącej przemieszczaniu ludzi za pracą, np. dobre drogi, w tym autostrady, ale wciąż nie mamy mieszkań, które dałoby się szybko i tanio wynająć. To poważna bariera. Drugą jest to, że za pensję oferowaną na dzień dobry młodym przez większość pracodawców po prostu nie da się wyżyć – podkreśla dr Galent. Młodzi tłumaczą, że pod hasłem walki z bezrobociem i zapewnienia konkurencyjności polskiej gospodarce politycy pozwolili na dynamiczny rozwój umów-zleceń i o dzieło (zwanych powszechnie śmieciówkami). Ponadto pracodawcy, zamiast zatrudniać pracowników, coraz częściej wynajmują ich z agencji pracy tymczasowej. Warunki zatrudnienia są zatem coraz gorsze, a wraz z napływem imigrantów ze Wschodu (zwłaszcza Ukraińców) będą się dalej pogarszać. Etat to rarytas – Polska bije tu kolejne rekordy świata i coraz korzystniejsze wskaźniki bezrobocia nie zmieniają faktu, że bez etatu nie da się wziąć kredytu, kupić ani nawet utrzymać własnego lokum, o oszczędzaniu na starość nie wspominając. Można co najwyżej wegetować, pomieszkując kątem u rodziców i korzystając z ich finansowego wsparcia.
Wyjazd pozwala się uniezależnić i „pożyć w końcu jak człowiek”. Małopolscy emigranci wcale nie wymieniają przy tym na pierwszym miejscu dużych pieniędzy. O wiele ważniejsze dla nich jest socjalne bezpieczeństwo. – Marzą o stabilizacji. Na Zachodzie niemal od razu można wynająć i urządzić własne mieszkanie, kupić samochód i żyć na niezłym poziomie. W Polsce o to bardzo trudno – przyznaje Cezary Ulasiński. Wprawdzie większość emigrantów wykonuje pracę niezgodną z wykształceniem, mocno poniżej kwalifikacji, ale w Polsce czują się skazani na to samo – za kilkukrotnie mniejsze pieniądze oraz, jak twierdzą, w gorszym otoczeniu cywilizacyjnym. Dlatego wyjechać chcą nawet ci, którzy mają w Polsce etat. Myśli o tym co dziesiąty badany. Jako cel wyjazdu Małopolanie wskazują głównie Wielką Brytanię (dwa razy częściej niż inne kraje razem wzięte), a potem: Niemcy, Stany Zjednoczone, Norwegię i Austrię. Ekspert CDS mówi, że fala polskiej emigracji do tych krajów może osłabnąć za sprawą nastrojów antyimigracyjnych oraz towarzyszących im restrykcji (jak odbieranie zasiłków) – zwłaszcza na Wyspach. Z badań wynika jednak, że to nie zniechęca Polaków do wyjazdu. – Polacy z pierwszej fali potworzyli na obczyźnie przyczółki i przystanie, w których można się zaczepić. To mocno ułatwia poszukiwanie pracy, mieszkania, poruszanie się w nowym kraju. Nie bez znaczenia jest fakt, że – z uwagi na powszechność – migracja stała się w Polsce społeczną normą. Obawy związane z wyjazdem są przez to mniejsze – tłumaczy dr Galent. Równocześnie blisko połowa tych, którzy już wyjechali, zamierza pozostać na obczyźnie. Według świeżych badań serwisu Poloniusz.pl – tylko 10 proc. planuje powrót „w niedalekiej przyszłości”. Aż 40 proc. stara się o obce obywatelstwo – bo „znalazło dom”. W Wielkiej Brytanii ów odsetek jest jeszcze większy. W badaniach przeprowadzonych przez IPSOS na zlecenie Polish City Club 72 proc. Polaków na Wyspach stwierdziło, że nie chce wracać. Naukowcy podkreślają, że są to ludzie młodzi i świetnie wykształceni – 90 proc. nie ma jeszcze 44 lat, 56 proc. skończyło studia. – Gwarantowany przez państwo poziom bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego sprawia, że Polki, które boją się mieć dzieci w Polsce, masowo rodzą na Wyspach czy w Norwegii. Młodzi zaciągają tam kredyty, kupują mieszkania i domy, zakładają firmy. Oni już do Polski nie wrócą, no, może na emeryturę – mówi Marcin Galent. Zastrzega przy tym, że nie należy rozpatrywać emigracji w kategoriach narodowej tragedii. Jego zdaniem politycy PO, którzy przed laty tak postawili problem – obiecując rozwiązanie – popełnili nadużycie. – Emigracja nie jest złem, z którym należy walczyć. A już na pewno skali tego zjawiska nie zmniejszą bzdurne programy skierowane do imigrantów. Trzeba po prostu stworzyć warunki, w których Polakom będzie się chciało tu żyć – podsumowuje naukowiec. STO LAT ZA ZA NORWEGAMI - Brytyjczycy wściekają się, że od kilku lat ich pensje stoją w miejscu. Według Eurostatu samotny Anglik zarobił w zeszłym roku 32 tys. euro. Norweg wyciągnął w tym czasie 59,5 tys. euro, a Polak – 7,4 tys., czyli w przeliczeniu tyle ile Norweg... sto lat temu. - Nawet po uwzględnieniu cen (choć nie wszystkie są u nas niższe od zachodnich, Polska należy do najtańszych krajów UE) średnia płaca Polaka jest trzy–cztery raz mniejsza od pensji Brytyjczyka i Norwega. Źródło Dziennik Polski
Komentarze