Czujniki metanu, które alarmują, gdy gaz zbliża się do granicy 2 procent stężenia (po przekroczeniu 5 procent może nastąpić wybuch), wiesza się przy ścianach. Urządzenia sygnalizują niebezpieczeństwo dźwiękiem. Kiedy czujnik — jak mówiągórnicy — „zapipa", to znak, że metanu jest już około 2 procent. Wtedy trzeba przerwać roboty, wyłączyć maszyny i uciekać.
Pracownicy Halemby z którymi rozmawiała „Rz", opowiadają, jak na dole omijają przepisy: — Czasami czujniki co chwila wyłączały prąd. Sztygar wtedy wrzeszczał: „Zrób z tym coś!" — opowiada jeden z górników.
Żeby nie przerywać pracy, górnicy oszukują czujniki tak, żeby pokazywały niższe stężenie.
Wojciech przepracował ponad 20 lat pod ziemią. Po śmierci 23 kolegów „ruszyło go sumienie": — Kilka razy usłyszałem od sztygara: „Przewieś ten czujnik trochę dalej". Metan jest lżejszy od powietrza, więc czujniki trzeba powiesić bliżej ziemi. Albo zamocować wstrumie-
niu pompowanego powietrza. Wtedy mówi się, że jeździmy czujnikami". Inny sposób — w płóciennych rurach, którymi powietrze dostarcza się do chodników, wycinane są otwory i tam wstawiane są czujniki. Według niego w Halembie „jeździło się" pod koniec prac. Po co? Żeby móc zameldować, że ściana jest gotowa, albo żeby zacząć wydobycie.
Górnicy chcą mówić
Marek Wodzisz, górnik strzałowy, ma dosyć udawania, że na dole w kopalni przestrzegane są przepisy: — Na dole się nie myśli, że coś może się stać. Jak się dziesięć razy udało, to sądziliśmy, że tak już będzie zawsze. Wciąż nas poganiano: „Zrób coś, bo ściana musi pójść". Widziałem na innej ścianie, jak czujniki wkładało się pod strumień sprężonego powietrza. Mówiło się wtedy, że „trzeba go przewietrzyć".
— To nieprawdopodobne. Oni nie są samobójcami. Nie manipulują urządzeniami — uważa Jan Sienkiewicz, rzecznik Halemby.
Górnicy chcą opowiedzieć o oszustwach prokuraturze, która bada przyczyny tragedii w Halembie. — Powiem, jak naprawdę w tej kopalni było. Pod warunkiem że prokuratura nie zdradzi nikomu mojego nazwiska—mówi Wojciech.
Wciąż nie wiadomo, dlaczego w Halembie doszło do wybuchu. Czy metan miał wysokie stężenie, bo kilka miesięcy temu postawiono w ścianie tamy? — Najprawdopodobniej powstał balon gazów, który był jak bomba z opóźnionym zapłonem. Górnicy mieli czujniki metanu, które sygnalizowaiyjedynie, że stężenie przekroczyło poziom wybuchu. Nie wiedzieli, czy wynosi właśnie 5 procent, czy 25 procent— mówi Zbigniew Domagała, szef Sierpnia '80 z Halemby.
Właściciel prywatnej firmy górniczej, której pracownicy zginęli w Halembie, przyznał wczoraj, że poprosił policję o ochronę.
Uwaga, idzie inspektor
S prawdzaniem, czy kopalnie nie łamią przepisów, zajmuje się Wyż-
szy Urząd Górniczy (WUG). Jeżeli górnicy chcą zawiadomić o nieprawidłowościach, mogą zadzwonić lub wysiać do kontrolerów e-mail. — Sęk w tym, że kiedy inspektorzy pojawią się w kopalni, wieści o tym roznoszą się błyskawicznie. Ludzie na dole mają czas, żeby np. przesunąć czujniki na swoje miejsce—mówi Danuta Olejniczak-Milian, rzecznik WUG.
— Do tej pory nie dostaliśmy żadnych informacji o manipulowaniu czujnikami — mówi Michał Szulczyński, rzecznik gliwickiej Prokuratury Okręgowej.
Wczoraj w Zakładzie Genetyki Molekularnej i Sądowej bydgoskiego Collegium Medicum zaczęły się badania identyfikacyjne ofiar katastrofy. Biegli porównują kody DNA ofiar i ich bliskich. — Badania potrwają około tygodnia — informuje prof. Karol Śliwka, kierownik Katedry Medycyny S ądowej.
RZECZPOSPOLITA
Komentarze