Zadzwonili na początku stycznia: - Mamy dla pani pracę. Stanowisko na produkcji. Za najniższą krajową. Pół godziny później telefon zadzwonił ponownie. - Mamy dla pani pracę. - Przed chwilą rozmawiałyśmy. - Ach tak, tak... (pauza). To pani nie odmówiła? - Nie. - No to do zobaczenia w fabryce. Pieją, że u żółtych robię Poniedziałek, siódma rano. Dojeżdżam PKS-em z odległego o 15 km Torunia, bilet 2,5 zł w jedną stronę. Autobus nie zatrzymuje się przy stojącym w szczerym polu Orionie, tylko 1,5 km dalej. Wracam pod fabrykę pieszo, wzdłuż trasy Toruń - Gdańsk. Przed główną bramę docieram zmarznięta i ubłocona. Taśma w fabryce rusza dopiero za pół godziny. Przed drzwiami stoi kilka kobiet: dziś mają być zatrudnione, tak jak i ja. Dwie stoją tu od piątej. Bały się, że nie zdążą. - Ale ze mnie rodzina pieje, że u żółtych będę robić - niska, krótko obcięta dziewczyna pali papierosa, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Co kilkanaście sekund poprawia grube okulary, wykrzywia nerwowo usta. - Jaką mam delerę... Już wczoraj mnie wzięło. Zasnąć nie mogłam, tak mnie żołądek bolał. Jestem Karina - podajemy sobie ręce. - Nie zjadłam śniadania. Ale za to wczoraj się najadłam - Karina chichocze nerwowo i nie przestaje mówić. - Mój chłop mnie nakarmił. Pięć batonów mi kupił. Martwi się o mnie, bo wszystkie spodnie mi wiszą. Tylko sześć dych ważę. - Łokitoki idą - przerywa jej stojąca obok blondynka w sztucznym futerku. Z czerwonego busa wysiada kilku Japończyków. Wszyscy w szarych spodniach, ciemnych kurtkach, z laptopami. Dziewczyny milkną na ich widok. - Nie bójcie się, nic nie kumają - kierowca busa uśmiecha się do nas porozumiewawczo, gdy Japończycy znikają w drzwiach. Martwy skorpion jest poważny, a żywy - ciężki - Znasz angielski? - pyta mnie Karina, bawiąc się pomiętą paczką mocnych. - Tyle o ile. - Ja ani be, ani me. Po podstawówce jestem. Bałam się szkoły. Ja już się wszystkiego boję. Na przykład tego, bo mi tu jedna mówiła, że na okrągło będą nadgodziny. Przyjdziesz do pracy na osiem, a wyjdziesz po dwunastu. Wchodzimy. W sterylnie czystym korytarzu stajemy przy kaloryferze - wreszcie ciepło! Przychodzi kadrowa - młoda, urocza brunetka w szarym służbowym kostiumie i tenisówkach - prowadzi nas szarym korytarzem. Na ścianach dwumetrowe tablice z tajemniczym hasłem "QPQ + speed". Wchodzimy do szatni. Duże pomieszczenie, na szarych ścianach znów to samo hasło. Kadrowa rozdaje kluczyki do skrytek i prowadzi nas do magazynu.
|
Komentarze