"To jest ekonomia za wszelką cenę, która zapewne ma też pośredni wpływ na bezpieczeństwo. Skoro na miejscu robót była kadra inżynieryjno-techniczna o bardzo wysokich kwalifikacjach, m.in. specjaliści od wentylacji i od tąpań, to znaczy że zagrożenie było bardzo duże, a roboty bardzo trudne" - ocenił Kolorz.
Według niego, pracownicy zewnętrznych firm są zwykle bardzo słabo opłacani i źle wyposażeni. "Płaci się im pensje rzędu 700- 800 zł. Niejednokrotnie sam widziałem przypadki, że ludzie z różnych zewnętrznych firm zjeżdżali na dół w trampkach i dżinsach, nie mając nawet odzieży roboczej. Tym firmom płaci się odpowiednie pieniądze, ale zazwyczaj bywa tak, że właściciele firm zarabiają krocie, a pracownicy to tacy niewolnicy, którzy za chwilę będą zarabiali mniej niż w Chinach" - skomentował.
Negatywnie o funkcjonowaniu w kopalniach zewnętrznych firm wypowiada się też szef związku "Sierpień 80", Bogusław Ziętek. "Często najbardziej niebezpieczne prace wykonywane są przez zewnętrzne spółki, które choć zatrudniająáwykwalifikowanych górników, nie zapewniają im warunków pracy, płacy, a często również wyposażenia i BHP takiego samego, jak obowiązuje górników, zatrudnionych przez kopalnie" - ocenił.
Według niego, na ocenę okoliczności wypadku składa się także to, że dyrekcja kopalni wiedziała o zagrożeniach, występujących w rejonie katastrofy. Zdecydowano jednak o wydostaniu stamtąd wartego ok. 70 mln zł sprzętu. Właśnie przy jego demontażu pracowali górnicy.
Ziętek przypomniał, że zaprzestano wydobycia węgla z tej ściany, ze względu na zagrożenia tam występujące. "Miała ona czwarty - najwyższy stopień zagrożenia metanowego, w ocenie górników była jednak znacznie groźniejsza, niż inne ściany, o tej samej kategorii. Mimo to zdecydowano o powrocie w tamten rejon górników, którzy mieli odzyskać sprzęt" - ocenił Ziętek.
|
Komentarze