VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 29 marca 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 58 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

Afery: Mafia. W Polsce nadużywa się tego słowa. Autor : gringo
POLITYKA ! POLITYKA? TAK POLITYKA Mafia. Zdaniem krakowskich stróżów prawa, w Polsce nadużywa się tego słowa. Z mafią mamy do czynienia dopiero wtedy, gdy grupa przestępcza zyskuje znaczące wpływy wśród szanowanych polityków i przedsiębiorców. A u nas na razie - mimo licznych poszlak oraz relacji świadków spisanych w aktach głośnych procesów - niczego takiego nie udowodniono.
Mimo to o działaniach mafijnych mówi się bez przerwy. Wspominają też o nich niemal wszyscy ludzie uwikłani w sprawę dzierżawy i zagospodarowania gruntu pod motelem Krak. Opinie wygłaszane na ten temat przez osoby znane i poważne mogą się wydać przeciętnemu człowiekowi księżycowym wymysłem. Trudno uwierzyć w zdarzenia i zwroty akcji rodem z thrillera, trudno uwierzyć w powiązania szanowanych osób z gangsterami, którzy bez skrupułów terroryzują i mordują, trudno uwierzyć, że to wszystko mogłoby się dziać pod Wawelem.

Mamy jednak powody przypuszczać - świadczą o tym niektóre dokumenty, a przede wszystkim zbieżne relacje świadków - że już na początku lat 90. organizujący się i wchodzący w biznes świat przestępczy próbował znaleźć przełożenie na wpływowych krakowskich polityków. Ludzie z różnych środowisk, konkurujący o teren Kraka i związane z nim pieniądze, twierdzą zgodnie, iż znaczącą rolę w tym procesie odegrali byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, i to zarówno wyrzuceni na bruk, jak i zweryfikowani pozytywnie, którzy zasilili szeregi Urzędu Ochrony Państwa. Esbeckie informacje stały się cenne nie tylko w świecie polityki, ale i w zrośniętej z nim sferze biznesu.

Szukaniu i znajdywaniu przez różnych przedsiębiorców kontaktów z władzą sprzyjały dwie okoliczności. Po pierwsze, przepisy w Polsce, zwłaszcza regulujące obrót gospodarczy, oraz towarzyszące im urzędnicze procedury były zawsze bardzo skomplikowane, a przy tym zmienne. Pozostawiało to urzędnikom i innym decydentom, np. radnym, ogromne pole do popisu, w tym matactw, manipulacji, dziwnych decyzji.

Krytycy rządów biurokracji twierdzą, że przepisy skonstruowano tak celowo. W mętnej wodzie łatwiej się poruszać przekręciarzom i ich urzędowym sojusznikom, biorącym prowizję za podejmowanie decyzji. A w III RP, która odziedziczyła po komunizmie tradycję załatwiania wszystkiego po znajomości, od początku sprzyjał temu klimat społecznego przyzwolenia.

Drugą okolicznością ułatwiającą biznesowi zdobywanie wpływu na polityków była ogólna słabość tworzonych na początku lat 90. partii politycznych. Były to ugrupowania bez pieniędzy, bez zaplecza materialnego i gospodarczego. I w większości bez swoich mediów.

Czy w tej sytuacji należy się dziwić, że w niektórych środowiskach zrodziło to pokusę zgrabnego powiązania różnych, ale wyraźnie uzupełniających się interesów? Czy to dziwne, że za owo wiązanie wzięli się również nowi polscy gangsterzy?

"Rozgrywki esbeckie"
Po burzliwej końcówce lat 80., która przejdzie do historii nie tylko jako czas rewolucji politycznej i gospodarczej, ale i jako okres uwłaszczania się na państwowym majątku co bardziej obrotnych członków komunistycznej nomenklatury, uważni obserwatorzy przemian widzieli już, iż najlepsze interesy robi się na styku sfery publicznej i prywatnej. Wyrosłe w Polsce wielomiliardowe fortuny są tego najlepszym dowodem.

Ówcześni znajomi Wacława Stechnija - dzisiaj: prezesa spółki Forte, która od 10 lat dzierżawi teren Kraka - twierdzą, że nie należał on na początku lat 90. do obrotnych. Sam to potwierdza. Jako wiceszef państwowego, zarządzającego olbrzymim majątkiem Wawel-Touristu, mógł się ustawić na całe życie. A on stamtąd uciekł. Stało się to, jak twierdzi, w momencie, gdy zapadała decyzja o sprzedaży należących do Wawel-Touristu udziałów w spółce Wawel-Imos, przesądzająca w zasadzie o jej prywatyzacji. Przypomnijmy: do spółki tej należał świeżo wtedy wybudowany za płotem Kraka hotel Piast oraz wyremontowany na błysk hotel Grand w centrum Krakowa.

Wtajemniczeni sądzą, że Stechnij się przestraszył. - Nachodziły mnie myśli, co ja powiem prokuratorowi, jak mnie zapyta o to, co się dzieje w Wawel-Touriście? Że ja nie wiedziałem? - mówi Stechnij. Taki dylemat musiał też mieć chyba wiceszef ds. finansowych, bo któregoś dnia rzucił wszystko, wyjechał do Stanów i już nie wrócił.

Inni znajomi Wacława Stechnija przypominają sobie kompleks, jaki miał ponoć wobec Mariana Łyki, ówczesnego szefa Wawel-Touristu, a potem również prezesa spółki Wawel-Imos.

- Łyko robił karierę, przybywało mu przyjaciół wśród polityków, którzy przejęli pałeczkę po komunie. Bywali u niego przedstawiciele rodzącego się wielkiego biznesu i finansjery. A Wacek tułał się po różnych miejscach i, co gorsza, pozostawał najemnikiem, pracownikiem na etacie u kogoś
- wspominają znajomi. Stechnij nie był wtedy jeszcze udziałowcem spółki Forte. W chwili założenia firmy, w grudniu 1989 r., udziały miał m.in. jego brat, Waldemar, oraz kolega tegoż z Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Dopiero trzy lata później właścicielką jednej czwartej udziałów - o wartości 25 nowych złotych - została towarzyszka życia Wacława.

Prezes Stechnij zapewnia, że nie miał kompleksu Łyki, miał za to kłopoty związane z dawną pracą (ludzie złej woli pomawiali go o uczestnictwo w rujnowaniu Wawel-Touristu) oraz ze znajomymi byłego szefa. - W 1992 r., kiedy uciekłem z Wawel-Touristu, Łyko przedstawił mi znanego krakowskiego biznesmena, prezesa D. - opowiada prezes Forte. - D. rozkręcał akurat dział gastronomii w spółce T., która wkrótce przekształciła się w holding pięciu spółek. Potem okazało się, że wyłudzał kredyty, posługując się dokumentami tych spółek. Wplątał w to cztery nieświadome osoby, w tym mnie - ja tam pracowałem zaledwie 2,5 miesiąca! Było wtedy zapotrzebowanie na aferę w Krakowie: zrobiono z tego proces zorganizowanej grupy przestępczej. Zapadły wyroki w zawieszeniu - mówi Stechnij.

Ktoś opowiadał potem Wacławowi Stechnijowi, że padł ofiarą rozgrywek esbeckich. Nie miał wtedy pojęcia, o co może chodzić. Jak twierdzi, zaczął coś rozumieć dopiero później, kiedy dowiedział się więcej o działaniach w Wawel-Touriście, dziwnej prywatyzacji spółki Wawel-Imos i innych sprawach. - Może oni myśleli, że za dużo wiem na ten temat i chcieli mi pokazać, kto tu rządzi? - zastanawia się.


Wiek niewinności
Zanim wiosną 1993 r. spółka Forte wdepnęła w turystykę, była m.in. dealerem FSO, sprzedawała polonezy. - Wacek marzył jednak o biznesie hotelarskim, najlepiej o prestiżowym hotelu w rynku. Ale się spóźnił, bo wszystko już było rozdzielone - wspomina
Piotr Ł., stojący wówczas za pierwszą w Krakowie piramidą finansową - FHP Kredyt, która dzierżawiła pomieszczenia Pod Kopcem, kiedy Wacław Stechnij kierował tym hotelem.

Ł. ma opinię (wciąż nie osądzonego) oszusta i wcale tego nie kryje. Od 1989 r. poszukiwany był listem gończym, który uchylono dopiero w 1993 r. Trzy lata później policja znów zaczęła go szukać - tym razem w związku z domniemanymi przekrętami w FHP Kredyt, kiedy poszkodowanych zostało 1400 osób. W sprawie działań Forte Ł. chce jednak powiedzieć całą prawdę.

Kiedy w kwietniu 1993 r. miasto ogłosiło przetarg na dzierżawę Kraka na jeden sezon, firma Piotra Ł. pożyczyła Stechnijowi miliard ówczesnych złotych na dzierżawę i rozkręcenie turystycznego biznesu. - Wtedy Wacek zmienił się ze sfrustrowanego najemnika w towarzysko-biznesowego gracza - twierdzi jeden z jego ówczesnych znajomych.

Wacław Stechnij zapewnia, że to bzdura: - Ja graczem?! Walczyliśmy o przetrwanie. Zapłaciłem czynsz, 750 mln zł z góry, wydzierżawiłem wyposażenie i zastanawiałem się, jak nie zginąć. Uprawiałem lobbing wśród radnych? Ależ skąd! Tłumaczyłem jedynie, że nikt nie zainwestuje w taki obiekt, jeśli będzie mógł go dzierżawić jedynie przez sezon czy nawet trzy. Że potrzebna jest dzierżawa długoterminowa.

Prezes Forte przypomina, że nikt wtedy nie chciał inwestować w biznes turystyczny. Wszystkie obiekty nowe, pobudowane na przełomie lat 80. i 90., jak sąsiadujący z Krakiem Piast, tonęły w długach, rentowność branży była ujemna. - Do takich miejsc jak Krak same cwaniaki się paliły - wspomina.

W przetargu na trzyletnią dzierżawę Kraka, ogłoszonym w czerwcu 1993 r., Forte miało dwóch konkurentów: Wawel-Tourist (w upadłości) i Wawel-Imos (z Łyką na czele). Forte i W-T złożyły niemal identyczne oferty: 210 mln zł czynszu miesięcznie plus 50 proc. zysku z działalności. Wawel-Imos zaproponował 300 mln zł miesięcznie. Komisja przetargowa uznała, że oferta W-T ma wady formalne, zaś dwie pozostałe budzą wątpliwości co do wiarygodności finansowej - i proponowała nowy przetarg. Wbrew temu kierowany przez Józefa Lassotę zarząd miasta podjął uchwałę o przyjęciu oferty Forte.

Dlaczego wybrał ją, a nie korzystniejszą propozycję hotelarskiej spółki Wawel-Imos? Czy ktoś o zdrowych zmysłach mógł wtedy liczyć, że firma Stechnija osiągnie na Kraku deklarowany zysk, którym podzieli się z miastem? Czy ktoś sprawdzał jej wiarygodność?

Odpowiedź na dwa ostatnie pytania brzmi: nie. Jak twierdzi Piotr Ł., poza pieniędzmi FHP Kredyt, Forte nie dysponowało żadnym kapitałem i dla większości decydentów było raczej oczywiste, że to nie jest bogata firma. Forte nie miało też szans na szybki zysk, choćby dlatego, że - zgodnie z umową - musiało doprowadzić zdewastowany obiekt do porządku.

Prezes Stechnij przyznaje, że przejmował Kraka w ciężkim stanie, tynki odchodziły płatami, karaluchy można było czerpać wiadrem, a dziury w parkiecie były pozalepiane betonem. W kolejnych trzech latach wydał więc na najpotrzebniejsze remonty ponad 300 tys. nowych złotych.

W tak krótkim czasie ta inwestycja nie mogła się zbilansować na plus. I rzeczywiście: w latach 1993-94 Forte zanotowało straty (blisko 64 tys. zł). W 1995 r. miało ponad 200 tys. zł zysku brutto, ale został on przeznaczony na pokrycie straty za lata ubiegłe i utworzenie funduszu rezerwowego. Przez trzy lata miasto nie otrzymało więc z tego tytułu ani grosza. Mało tego, w 1995 r., gdy pojawił się zysk, zarząd miasta zrezygnował z udziału w nim na rzecz 1,5 proc. od obrotu Forte! Skutek: w 1996 r. zamiast 92 tys. zł z zysku miasto otrzymało niespełna 12 tys. zł od obrotu...

Krytycy tych decyzji, w tym przedstawiciele współrządzącej miastem po wyborach w 1994 r. prawicy z Samorządnego Krakowa, twierdzili potem, że zmniejszono wpływy do budżetu miasta o 9 tys. zł miesięcznie, bo o tyle więcej dawał Wawel-Imos. Ostatnio do prokuratury trafiło kolejne doniesienie prawicowców, w którym poruszają oni m.in. tę kwestię.

Ówcześni stronnicy Stechnija tłumaczą dziś, że Wawel-Imos był wtedy niewiarygodny: tonął w długach, nie mogąc spłacić kredytu zaciągniętego na budowę. To prawda, ale tylko w połowie: to, że Wawel-Imos ma finansowe kłopoty, wyszło na jaw dopiero w lutym 1994 r., a więc siedem miesięcy po zawarciu umowy dzierżawy pomiędzy Forte a gminą Kraków, reprezentowaną przez prezydenta Lassotę, wiceprezydenta Jana Friedberga i skarbnika Lesława Fijała. Do tego czasu firma prowadzona przez Mariana Łykę miała dobrą opinię wśród bywających w Piaście decydentów. Okazało się jednak, że Forte ma lepszą.

- Nawet gdyby do przetargu na Kraka przystąpił wtedy z superprojektem sam Bill Gates albo sułtan Brunei, nie mieliby szans - uśmiecha się znacząco Piotr Ł. I dodaje: - Nie chodziło wcale o wielkie pieniądze. Trochę wyborczej grochówki, trochę zalegającej w kotłach Kraka jarzynowej, trochę ulotek i już właściwi politycy czuli się zobowiązani. Próbowaliśmy kiedyś z Wackiem policzyć ówczesne wydatki wyborcze. Wyszło nie więcej niż 2 tysiące zł...

- Wtedy rady nie były tak pazerne, nie było takiej presji na biznes. Ona się pojawiła kilka lat później - komentuje prezes Stechnij, przypominając, że również z osławionym prosiaczkiem, którego mieli jeść na terenie Kraka najbardziej wpływowi politycy (oraz przedstawiciele krakowskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości - dodaje Ł.), nie było tak, jak to pisała prasa: ot, po jednej z komercyjnych imprez został w lodówce wieprzek i trzeba było go zjeść. Na otwarcie sezonu.


"Człowiek mafii"
Dotąd opowieść brzmi niewinnie, ale dalej pojawiają się wątki tak cudaczne i sensacyjne, że aż trudno się dziwić części polityków i biznesmenów, którzy wydzwaniają do mnie, prosząc: - A może mojego nazwiska nie będzie w tej sprawie?

Pojawia się radny, którego żona była udziałowcem Forte i który uchodził za rozprowadzającego tej spółki. Wszyscy (prócz niepoprawnych wrogów Forte) zdążyli o tym zapomnieć, gdy w lutym zeszłego roku został on zatrzymany w głośnej sprawie wyłudzenia kamienicy przy ul. Sławkowskiej 6. Twierdzono, że wziął pieniądze od emisariusza włoskiej mafii.

Pojawia się powszechnie znany polityk, były wiceprezydent Krakowa. - Dzięki niemu - przypominają przeciwnicy Forte - spółka Stechnija dostała Kraka na 40 lat, a potem zarząd miasta zmienił umowę na jej korzyść. I on został aresztowany przez Centralne Biuro Śledcze w sprawie kamienicy przy ul. Sławkowskiej. - Czy facet uchodzący dotąd za wzór uczciwości, wojujący programowo z aferami i aferzystami, mógł przyjąć obietnicę łapówki od "przekręciarza powiązanego z gangiem Krakowiaka"? - zastanawiali się znajomi.

Pojawia się wreszcie ów przekręciarz, świadek koronny w sprawie Sławkowskiej 6 - Jerzy J., były dziennikarz pirackiej TV Krater w Krakowie, tej samej, o której - jako medium zapchanym politykami Twojego Miasta
- mówił tydzień temu Piotr Ł. J. był ostatnio znany jako prokurent włoskich firm, robiących w Krakowie ciemne interesy. W pewnych kręgach był też znany jako posiadacz części teczek wykradzionych z krakowskiego SB.

Zwolennicy teorii mafijnych i spiskowych zaczęli wiązać te fakty. Ich zdaniem, rzuca to nowe światło na działania podejmowane dotąd wokół Kraka. Fakt, że znani politycy różnych opcji zdecydowali się poręczyć za b. wiceprezydenta nic tu nie zmienił - prawicowcy uznali, że skorumpowane towarzystwo po prostu broni swojego człowieka.

Z kolei koledzy zatrzymanych twierdzili, iż polityczno-gospodarcza mafia, sięgająca najwyższych szczebli władzy, wrabia uczciwych, żeby się ich pozbyć z życia publicznego.

Kto tu kogo wrabiał, a kto został wrobiony?

- Korupcja, łapówkarze, złodzieje, Rywingate po krakowsku - takie słowa padają z ust poważnych polityków, biznesmenów, działaczy samorządowych i gospodarczych. Sprawa kempingu i motelu Krak, jednego z najatrakcyjniejszych terenów w Krakowie, ciągnie się od kilkunastu lat i wszyscy - z prawa, z lewa i z centrum - zgodni są, iż chodzi w niej o wielkie pieniądze, a przede wszystkim o to, do czyjej kieszeni one trafią. Za pewnik uchodzi, że będzie to kieszeń prywatna, choć niecałe 7 hektarów, dzierżawionych od 10 lat przez niewielką spółkę Forte, należy przecież do miasta.

Źródło:Dziennik Polski

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,222182035446 sekund.