VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 28 marca 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 27 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

Krakowski Helikopter Ratunkowy 9.12.2002 Autor : urlop
Zdrowie Ratunek z powietrza

Pomieszczenie jest zatęchłe, podczas deszczu woda leje się po instalacjach elektrycznych, iskry się sypią, żarówki przepalają. Tak mieszkają piloci w Balicach.
Izba przyjęć dużego szpitala. Za oknem mrok, a w czworokącie framugi piękny, pełny księżyc. Podjeżdża karetka z ofiarami wypadku drogowego. Kobieta, choć potłuczona, wchodzi po schodach o własnych siłach. Jej męża wnoszą, jest nieprzytomny i spod bandaży prawie nie widać ciała. Razem z obsługą znikają za drzwiami gabinetu. Po chwili rozlega się krzyk: - To dajcie helikopter! Może uratują mu rękę! I równie głośna odpowiedź: - A kto za to zapłaci? Jeśli spojrzeć na mapę obszaru działania Śmigłowcowej Służby Ratownictwa Medycznego HEMS (Helicopter Emergency Medical Service), ciarki człowieka przechodzą. Wyrysowano na niej piętnaście kółeczek, które łącznie zajmują około jednej trzeciej terytorium kraju. Reszta nazywana jest elegancko: rejonem operacyjnym sezonowej bazy HEMS. Tej części Polski powiatowej najczęściej nie stać na wezwanie śmigłowca sanitarnego. Oszczędza się przecież na bandażach, na paliwie do samochodów, na pensjach lekarzy i pielęgniarek, na jedzeniu dla chorych. Który dyrektor szpitala zdecyduje się na wezwanie maszyny, jeśli godzina lotu kosztuje kilka tysięcy złotych? - Powinniśmy myśleć ekonomicznie - mówi Robert Gałązkowski, rzecznik centrali Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Warszawie. - Ja wiem, że z naszych usług nie wszyscy są zadowoleni, ale oszczędności są konieczne. Jeśli w Polsce pojawi się konkurencja, zwłaszcza zagraniczna, to nie możemy z nią przegrać ze względu na koszty! LPR jest na garnuszku państwa, czyli podatników. Budżet daje ponoć tyle, ile może, a więc niewiele. Ostatnio personel otrzymał podwyżki i nowe mundury, więc wypowiadać z podaniem nazwiska się nie chce, bo boi się o pracę. Standard wyposażenia medycznego śmigłowców poprawił się o kilka klas, wzrosła także liczba wykonywanych lotów, ale tylko w promieniu 60 km od miejsca stacjonowania helikoptera. Tak więc podzielono polskich chorych na kategorie A i B. B to ci gorsi, do których helikopter z lekarzem raczej nie dotrze, chyba że są na tyle zamożni, żeby zapłacić za usługi prywatnych firm transportowych. Co do statystyki, to nie obrazuje rzeczywistej sytuacji. Cztery lata temu ówczesne zespoły lotnictwa sanitarnego wykonały prawie 1,2 tys. lotów, w mijającym roku czterokrotnie więcej. Obok tabel jednak nie napisano, że 1999 r. był okresem największej zapaści w polskiej historii tego rodzaju transportu medycznego. - Lataliśmy wtedy, kiedy mieliśmy czas - wspomina jeden z pilotów o wieloletnim stażu. - Wojewódzkie kolumny transportu sanitarnego, wówczas w likwidacji, płaciły nasze pensje i za paliwo do śmigłowców. Kiedy zdarzył się telefon z wezwaniem do chorego, to szukało się jakiegoś lekarza i jakiegoś pielęgniarza. Jeśli udało się znaleźć, wyruszaliśmy, jeżeli nie, śmigłowiec nie startował. Polskie lotnictwo ratownicze ma długie i szczytne tradycje. Pierwsze decyzje o powołaniu go do życia wydał premier Felicjan Sławoj-Składkowski w okresie międzywojennym. Początek minionej dekady był najlepszym okresem tego rodzaju lotnictwa w Polsce. Jego struktura rozsypała się przy okazji reformy służby zdrowia. Cztery lata temu, wiosną, popadła w zupełną zapaść. Nikt nie wiedział, kto za co płaci i na wszelki wypadek nikt nie chciał płacić. Również krakowskie śmigłowce przestały latać do wypadków na autostradzie A-4, na zakopiankę, do robotnika z obciętą przez piłę ręką w Gorcach, do plażowiczów - skoczków z połamanymi kręgosłupami, a samoloty na drugi koniec Polski po sercowców do przeszczepu i po serca do transplantacji. Żeby przeżyć, zespoły lotnictwa sanitarnego zaczęły wynajmować sprzęt i pilotów za pieniądze do zupełnie innych celów: poczcie, zakładom energetycznym, Lasom Państwowym do patroli przeciwpożarowych. W Krakowie lotniczy zespół reanimacyjny został rozwiązany, lekarze i pielęgniarze poszli z konieczności do pracy w pogotowiu na kółkach. W Balicach stały wtedy niesprawne: mewa, morava, mi-2 i tatrzański sokół. Przy okazji nieobecności tego ostatniego rozgorzała publiczna dyskusja o potrzebie lotnictwa sanitarnego w Polsce. Wskazywano, że jest nadmiernie kosztowne, że używa się go zbyt często dla przejażdżek uatrakcyjniających czas chorym, którzy mogliby pojechać zwykłą karetką pogotowia. W gazetach pojawiły się informacje, że stacjonujacy w Szczyrku śmigłowiec służy głównie do transportowania na Skrzyczne dyrektorów kopalń, którym nie chce się stać w kolejce do wyciągów narciarskich. Obok niewątpliwie słusznego postulatu ograniczania kosztów, wylewano, kosztem zdrowia i życia wielu ludzi, dziecko z kąpielą. Widać to najlepiej po dzisiejszej praktyce funkcjonowania śmigłowca sokół w Tatrach. Nie służy on przecież wyłącznie do przewożenia połamanych turystów i narciarzy, ale jako powietrzna karetka pogotowia, do transportowania ciężkich przypadków chorobowych z Podhala i okolic. Wykręcamy numer zakopiańskiej stacji LPR. Odzywa się automatyczna sekretarka: Przepraszamy, jesteśmy w akcji. Prosimy o skontaktowanie się z naszą bazą w Krakowie, numer telefonu... - LPR w Krakowie? Chciałbym przewieźć śmigłowcem syna na własny koszt do Warszawy. Chłopak ma obie nogi w gipsie, nie cierpi wprawdzie, ale zamierzam oszczędzić mu męczącej podróży. Czy to jest możliwe i za ile? - Nie wiem, bo decyduje lekarz, i to w sytuacji zagrożenia życia. Za ile? Proszę dzwonić do dyspozytury krajowej w Warszawie. - Kwestia jest dyskusyjna, ale gdyby lekarz podpisał wniosek, to chyba tak. Kosztowałoby to pana 4 - 5 tys. zł. Środkowe południe Polski jest i tak w niezłej sytuacji. Wokół Katowic, Krakowa i Zakopanego zazębiają się trzy rejony stałej bazy HEMS. Poza jej zasięgiem są Tarnów i Nowy Sącz oraz szmat Jury Krakowsko-Częstochowskiej, którego nie pokrywa również baza kielecka. - Nie odczuwamy niedomagań w pracy LPR - stwierdza Wiesław Izworski, naczelnik Wydziału Zdrowia UM w Tarnowie. - Korzystamy głównie z tak zwanych przelotów międzyszpitalnych i dysponujemy lądowiskiem przy Szpitalu św. Łukasza. Poza tym Tarnów ma bardzo dobrą własną służbę zdrowia, a w wyjątkowych przypadkach można chorego szybko zawieźć do Krakowa zwykłą karetką. Brak lądowisk to problem ogólnopolski. Ma z tym problem Nowy Sącz, ale nawet w stolicy jej radni zdecydowali, by lądowisko obok szpitala warszawskiej Akademii Medycznej przeznaczyć na teren rekreacyjny. Na odległej prowincji jest z tym nieco łatwiej, śmigłowiec może bowiem usiąść choćby na łące. Jednak lekarze z gminnych ośrodków zdrowia raczej nie poważają się na wezwanie podniebnych luksusów HEMS. Ratownicy Jurajskiej Grupy GOPR udzielają często pierwszej pomocy nie tylko kontuzjowanym turystom, ale i mieszkańcom okolicznych wsi. - W zasadzie z LPR współpracuje nam się dobrze, ale bywają przypadki, które nas niepokoją albo wręcz szokują - mówi Piotr van der Coghen, szef jurajskiej służby. - Na przykład starsza pani w Mirowie przewróciła się, połamała nogi i straciła przytomność. Odmówiono przylotu, choć przecież ratownik nie potrafi stwierdzić, czy utrata przytomności nie była związana z tym, że kobieta uderzyła gdzieś głową. Innym razem w Kroczycach skałkowy wspinacz spadł, łamiąc sobie kręgosłup. Zawiadomiliśmy LPR o 19.45 i usłyszeliśmy, że nie polecą, gdyż nie zdążą wrócić do bazy przed zmrokiem. W jednej z jurajskich wsi mężczyzna obciął sobie palce siekierą podczas rąbania drewna. Nie miał szczęścia, gdyż wszystko, co mogło polecieć, było już w jakichś akcjach. Dziś ów człowiek ma niepełnosprawną dłoń. Z pogotowiem lotniczym jest tak samo jak z całą służbą zdrowia: im dalej od dużych miast, tym gorzej. Siedziba krakowskiego LPR w Balicach prezentuje się bardziej niż skromnie. Dyżurujący tutaj piloci, zjeżdżający zresztą z całego kraju, mieszkają w hangarze. Pomieszczenie jest zatęchłe, podczas deszczu woda leje się po instalacjach elektrycznych, iskry się sypią, żarówki przepalają. Szymon Krawczyk, dyrektor krakowskiego lotniczego pogotowia, nie chce ze mną rozmawiać i z każdym pytaniem odsyła do Warszawy. - Mamy fundusze na budowę nowego obiektu, ale cóż z tego, skoro teren należy do wojska, więc nie możemy w Balicach inwestować - mówi rzecznik Robert Gałązkowski. Z organizacją pracy też nie jest najlepiej. Pilot, który tłucze się całą noc pociągiem, na przykład z Wybrzeża, rankiem wsiada w śmigłowiec i lata nim na akcje. - Nowe zasady pracy doprowadzą kiedyś do tragedii - słyszę. - Boimy się o życie własne i pacjentów. Sprzętem w dzień zajmuje się tylko pilot, który nie ma o tym pojęcia. Mechanik przychodzi na noc i narzeka, że w sztucznym oświetleniu fatalnie się pracuje. Dawniej było ich czterech i wszyscy mieli co robić! W policji każdym śmigłowcem zajmuje się trzech mechaników, w wojsku czterech. - Przejmujemy wzorce zachodnie - tłumaczy Robert Gałązkowski. - We Francji mechanik pracuje przy śmigłowcu tylko 2 - 3 godziny w tygodniu i to wystarcza. Kiedy trzy lata temu zabrzański ośrodek kardiochirurgii prof. Zbigniewa Religi ogłosił konkurs ofert na transport narządów do przeszczepów, nie zgłosił się nikt, LPR również. - Wie pan, jak to wygląda? Otóż cały zespół, to znaczy pilot, lekarz i pielęgniarz, musi być w stałej gotowości. Koordynator zawiadamia, że będzie lot, zaś po sześciu godzinach oczekiwania okazuje się, że nie - relacjonuje rzecznik LPR. - A chodzi zaledwie o 10 - 15 przelotów w ciągu roku. To musi być zajęcie deficytowe. Jednak nie. Na nie zagospodarowane przez państwo pole wchodzi lotnictwo prywatne. - Czy ja dopłacam do transportu narządów? Niech mnie pan nie rozśmiesza! - mówi Grzegorz Badziak, właściciel lotniczej firmy transportowej z Warszawy. - Są to dla mnie rutynowe loty komercyjne. - Właśnie jesteśmy w trakcie przygotowań do uruchomienia ratowniczego transportu lotniczego - słyszę w stołecznej firmie Ibex. - Z pewnością nie będziemy robili tego charytatywnie, podobnie jak inni, którzy już to robią. Prof. Jerzy Sadowski, kierownik Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Instytutu Kardiologii Collegium Medicum UJ, wyjaśnia, że jego placówka z usług LPR nie korzysta: - Cenę transportu musielibyśmy wliczyć w koszt zabiegu, a na takie wydatki nas nie stać. Płatne usługi lotnicze zamawiamy więc w nadzwyczajnych przypadkach. Pomaga nam za to bezpłatnie wojsko podczas swoich rutynowych lotów ćwiczebnych. Prywatny lotniczy transport medyczny istnieje już nie tylko w Warszawie, ale także w Katowicach. W organizację włączają się władze samorządowe, które doceniają jego znaczenie. Tymczasem ze ściany hangaru LPR w Balicach zdjęta została niedawno tablica Fundacji na rzecz Ratownictwa Lotniczego im. Bogusława Arendarczyka i Janusza Rybickiego (zginęli w pamiętnej katastrofie śmigłowca w Tatrach), odsłonięta uroczyście pięć lat temu. - Skoro coś się zawiesza na cudzym obiekcie, to wypada chyba zapytać o zgodę - mówi Robert Gałązkowski. - Jest nam z powodu tego incydentu tym bardziej przykro, że naszym celem jest wspieranie Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - wyjaśnia Wojciech Gorgolewski, wiceprezes fundacji. Fundacja chciała na przykład podarować LPR cegłę na budowę nowego hangaru. Odmówiono przyjęcia darowizny. Fundacja zgromadziła sporo sprzętu sanitarnego, którym można byłoby doposażyć maszyny latające. Jej działaczom marzyło się, że dzięki temu będzie można powrócić w Małopolsce również do nocnego latania. Niestety, nikt nie chciał o tym nawet rozmawiać. Fundacja założyła niepubliczny ZOZ, który ma zamiar świadczyć usługi medyczne u chorego w domu, w przypadkach zawałów, poparzeń, urazów kręgosłupa. Dysponuje już sprzętem medycznym wystarczającym do wyposażenia erki oraz helikoptera. Z samochodem nie powinno być problemów, gdyż są w Krakowie ludzie dobrej woli - potencjalni sponsorzy. W starania o zdobycie śmigłowca włączył się pilot Józef Byrdy z LOT-u, ten sam, który prowadził samolot Jana Pawła II podczas jego ostatniej pielgrzymki do Polski. - Mam nadzieję, że pomoże nam armia - mówi kpt. Byrdy. - Marzy nam się mi-2, którego utrzymanie i koszty przelotów są znacznie tańsze niż w przypadku sokoła. Śmigłowiec, o którym mowa, stacjonował będzie najprawdopodobniej w Szczyrku, gdzie najzwyczajniej go chcą. A mieszkańcy znacznych obszarów Małopolski dalej nie będą mieli szans na złotą godzinę, która często niezbędna jest dla życia.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,276542901993 sekund.