Pan Japończyk nie lubi, kiedy kobieta mówi
Autorka tekstu łapie stopa przed fabryką w Łysomicach
Nauczyłam się tam, że w 15 minut można zjeść obiad, zapalić, wypić kawę i pójść do toalety. Oto stoimy z koleżankami za żółtą linią, pan Hinooka pyta, co zrobić, by montować więcej telewizorów. Jedna z pracownic odpowiada: trzeba nam więcej płacić. Ale tłumaczka tego nie przekazuje. Bo Japończyk nie lubi, kiedy kobieta mówi. W Tajlandii kobiety składają oriony w milczeniu. W Łysomicach ciągle rozmawiają. Dzięki nieustannym pogaduchom przy taśmie, czyli lince, mogłam napisać ten reportaż. Dziękuję wam, dziewczyny. Zmieniłam wasze imiona, żebyście nie miały kłopotów.
Jak przełożyłam 40 kołków Żeby napisać ten reportaż, pod koniec listopada wysłałam podanie o pracę. W rozdziale "motywacja" napisałam: "Nie chcę wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pracy. Kiedy tylko dowiedziałam się, że firma Orion będzie poszukiwać pracowników pod Toruniem, bardzo się ucieszyłam, bo to wielka szansa dla takich młodych ludzi jak ja. Chociaż nie mam doświadczenia w pracy w przemyśle elektronicznym, to nie boję się wyzwań. Szybko się uczę". Na rozmowę zaprosili mnie w połowie grudnia. Gdy przyjechałam, ziemia przed fabryką była jeszcze rozkopana. Portier wręczył mi czterostronicową ankietę personalną. Odpowiadam na serię pytań: czy ma pani samochód? dom? jaki rozmiar sukienki? numer buta? W rubryce "oczekiwane wynagrodzenie" wpisałam 900 netto. Żeby nie przesadzić. Portier zaprowadził mnie potem do pokoju z okrągłym stołem. Tam mężczyzna w szarym kombinezonie mierzył stoperem czas dziewczynie siedzącej nad plastikowym sześcianem z licznymi otworkami. Dziewczyna wkładała do otworków biało-czerwone kołki. Pierwsza runda: włożyć jak najwięcej kołków w minutę. Stop! Runda druga: włożone kołki trzeba odwrócić do góry nogami i ponownie włożyć, ale już w inne dziurki. Stop! Dziewczyna przede mną włożyła w minutę 24 kołki. W drugiej rundzie zdążyła odwrócić 20 z nich. "Egzaminator", wpisując obie liczby do tabelki, wyjaśnił, że satysfakcjonujący wynik to co najmniej 50 w sumie. Gdy już siadałam, by czekać na hasło "start!", mężczyzna w szarym kazał mi wstać i wyprostować się pod żółtą ścianą. Zrobił mi zdjęcie wyjętym z kieszeni aparatem cyfrowym. Do dziś nie wiem - po co. Nie miałam śmiałości zapytać. Włożyłam w sumie tylko 40 kołków. Egzaminator policzył mi o sześć więcej i skierował na rozmowę kwalifikacyjną. W pustej sali czekało na mnie krzesło i komisja za stołem: Japończyk plus troje Polaków. Czytali moją ankietę. - Z tym wynagrodzeniem to pani trochę przesadziła: 900 zł netto... - Polak za stołem popatrzył mi głęboko w oczy. - 900 to my pani damy, ale brutto - powiedział. - Nie przeszkadza? - Jeśli jest szansa na podwyżki i awanse... - Jest. A przyjdzie pani do pracy w sobotę, jak trzeba będzie? Zostanie pani czasem po godzinach? - Nie ma problemu. - Zadzwonimy. Japończyk pożegnał mnie słowami "dowizena".
|
Komentarze